niedziela, 7 grudnia 2008

Ranakpur i Kumbalgarh - perelki Rajasthanu

6-7.11.2008
Zarówno Ranakpur jak i Kumbargarh to perelki na rajasthanskiej drodze. Znajduja się w odległości 100 km od Udaipur i sa celem jednodniowych wycieczek wszystkich turystow. Jednak istnieje jedna podstawowa roznica miedzy mna i normalnymi turystami. Wszyscy zwiedzaja je wynajmując taksowke i objezdzajac oba miejsca w jeden dzien. Ja postanowilam podjac wyzwanie i udac sie w oba miejsca lokalnym autobusem. Oczywiscie juz na samym poczatku uslyszalam, ze nie uda mi sie dotrzec do Kumbargarh lokalnym srodkiem transportu. To zmotywowalo mnie jeszcze bardziej. Przeciez nie ma rzeczy niemozliwych. Szczegolnie dla Drahanki:).
Pierwszego dnia udalam sie do Ranakpur. Zlapalam autobus z Udaipuru okolo 8.30 rano, a na miejsce dotarlam okolo godziny 11-tej. Niestety okazalo sie, ze slawna Jain Temple otwarta jest dla obcokrajowcow dopiero od 12-tej. Nie pozostalo mi wiec nic innego jak tylko zapoznac sie z okolica, gdzie miescily sie dwie pozostale swiatynie Jain – Neminath i Parasnath. Jednak to glowna swiatynia Chaumukha Mandir (Four- Faced Temple) robi najwieksze wrazenie. Wstep do swiatyni jest darmowy, nalezy jednak wykupic bilet za fotografowanie wnetrza (50 rupi). A wnetrze powala. Swiatynia sklada sie z 29 holi, wzniesionych na 1444 kolumnach, z ktorych kazda jest inna. Ta swiatynia jest jedna z najwazniejszych w Indiach. Swoja architektura i panujaca w niej atmosfera przyciaga rzesze pielgrzymow. Po prostu zaurocza! Miejsce godne polecenia dla kazdego.
Przyszedl jednak czas poworotu, oczywiscie lokalnym autobusem (3 godziny jazdy). Nie obeszlo sie jednak bez przygody. Oczekujac na autobus rozmawialam z Manu.. no coz, zbyt duze skupienie i autobus minal mnie pozostawiajac tylko chmury kurzu wokolo. Kolejna godzine za kare spedzilam wedrujac w ta i z powrotem po ulicy:) Kolejny autobus przyjechal na szczescie punktualnie, wiec udalo mi sie wydostac z tej okolicy. Okolo 19-tej wrocilam do Udaipur. Najpierw udalam sie na dworzec kolejowy, gdzie zamierzalam kupic bilet powrotny dla Manu, ktory przyjedzal do mnie na weekend. Co ciekawe wtedy to wlasnie przekonalam sie o priorytetowym traktowaniu obcokrajowcow. Na stacji oczywiscie ustawilam sie w okienku, gdzie obsluguje sie turystow. Spytalam o interesujacy mnie pociag do Delhi, mily pan w okienku odpowiedzial, ze bilet na wskazany pociag jest dostepny, musze tylko wypelnic formularz, jak to czyni sie standardowo przy rezerwacji biletow. Zrobilam tak jak mi kazal, z ta tylko roznica, ze wypelnilam dane Manu. Jak sie okazalo, gdy podalam uzupelniony formularz, pan skierowal mnie do lokalnego okienka skoro kupuje bilet dla Hindusa. I tu zaskoczenie. Okazalo sie, ze dla Hindusa bilety juz sa niedostepne. Jedyne co mi zaproponowano to 9-te miejsce na liscie oczekujacych. No tak, bialy turysta ma wieksze przywileje niz lokalny. To moze przez to placimy drozsze bilety wstepu? Choc tu czuje sie iskierke przywilejow:) Tym razem to niestety Manu byl stratny:)
Tego wieczorku moj zoladek zachwycil sie jeszcze pyszna “thali” z Dinning Hall, gdzie spotkalam pare przemilych Anglikow. Potem jeszcze umysl popracowal nad szukaniem powrotnych biletow lotniczych na internecie, a okolo 24 udal sie na spoczynek.
Nastepnego dnia moje nogi zaprowadzily mnie do Kumbargarh. Tu dostanie sie bylo mozliwe, jednak nieco bardziej skomplikowane niz wyprawa dnia poprzedniego. Najpierw udalam sie porannym autobusem (o 5-tej) do miejscowosci Kelvara (3 godziny jazdy), skad mialam zamiar zlapac kolejny srodek transportu do samego fortu. Jak sie jednak okazalo, tu czekala mnie niemila niespodzianka. Dojechalam, ale dojazdu dalej nie bylo, a do tego pewni miejscowi przewoznicy chcieli mnie oszukac. Nie dalam sie jednak, a z pomoca telefonicznego tlumaczenia Manu i uprzejmosci pobliskiego sklepikarza, znalazlam sposob na dotarcie do fortu. Spacer i przechadzka.. oto rozwiazanie! Upal byl ogromny, slonce swiecilo niemilosiernie, a przede mna 7 km drogi w jedna strone:). Dobrze, ze uwielbiam chodzic i mam dobra kondycje:) Droga wila sie najpierw przez dwie wioski, a potem wspinala sie pod gore miedzy pobliskie wzgorza. Wokolo pustka, cisza, piekna dziewicza natura. Oczywiscie kazdy samochod przejezdzjacy przez to pustkowie w moim kierunku zatrzymywal sie z propozycja podwiezienia. To mile, ale po co mam nozki…no i pasje chodzenia:) Po dwoch godzinach podziwiania przecudownych widokow i wedrowki dotarlam do fortu (wstep 100 rupi). Fort Kumbargarh polozony jest na wzgorzach Aravalli , zbudowany w 15-tym wieku. Co ciekawe sciany fortu ciagna sie na dlugosc 36 kilometrow i otaczaja 360 swiatyn, liczne palace, ogrody i bunkry. Fort robi naprawde niesamowite wrazenie, nie tylko swoim urokiem, ale i wielkoscia. Zauroczyl mnie swoim wygladem choc zarazem ugoscil jednym niemilym incydentem z lokalnym hindusem, co zmusilo mnie do napisania reklamacji, tak dla dobra kolejnych podroznikow na tej trasie:(. Po godzinie 13-tej zebralam sie w droge powortna. Kolejne 7 kilometrow przede mna i kolejne samochody zatrzymujace sie z propozycja podwiezienia (tym razem miedzy innymi dwie Polki z wlasnym taksowkarzem, jak i mila para, ktora fotografowalam w forcie). Nie dalam sie jednak namowic, w koncu ruch to zdrowie, a piekna natura wokolo to balsam dla umyslu:). Okolo 15-tej dotarlam do Kelvara, gdzie w podziekowaniu wypilam chai z sympatycznym pomocnikiem z lokalnej apteki. Potem zlapalam autobus do Udaipur (35 rupi). Niestety droga nie przebiegla mi w milej atmosferze. Szczegolnie na poczatku. Mialam przjemnosc, a moze raczej nieprzyjemnosc siedziec kolo indyjskiego policjanta. Ku mojemu zaskoczeniu mowil po angielsku, co jest naprawde niespotykane w Indiach. Pytanie tylko czy moze lepiej byloby jakby nie mowil, gdyz juz po chwili rozmowy mialam ochote wysadzic go z pedzacego busa. Poglady i wizja swiata straznika prawa powalaly mnie na kolana. Juz po kilku minutach postanowilam zaglebic sie w milczenie, aby nie prowokowac swojego jakze spokojnego usposobienia do wywolania awantury badz nakrzyczenia na stroza prawa. Na to jednak uslyszalam, ze podrozowanie samemu nie sluzy mi i moze powinnam podrozowac z kims, bo wtedy bylabym bardziej rozmowna. Postanowilam nie komentowac tego i nie wskazywac, ze to wlasnie ograniczona inteligencja i blyskotliwosc towarzysza podrozy nakazuja mi zachowac milczenie:) Udalo sie jednak, w milczeniu dotarlismy do Udaipur, gdzie wieczor spedzilam na odpoczynku i wyczekiwaniu Manu, ktory przyjezdzal z nastepnego poranka:)

Brak komentarzy: