sobota, 12 kwietnia 2008

Vientiane- oaza spokoju wsrod azjatyckich miast

31.03-01.04.2008

Stolice Laosu przywitalysmy o godzinie 6.00 rano. Po opuszczeniu naszego luksusowego VIPowskiego autobusu ( no coz, tak wazne osobistosci jak my musza sie czasem dowartosciowac i jezdzic w pojazdach dla VIPow:)) zlapaysmy tuk-tuka do centrum miasta. W miare szybko udalo nam sie znalezc nocleg- tym razem koszt 50.000k za pokoj, ponoc najtaniej w calym miescie. W naszym GH spotkalysmy ...no wlasnie- kolejnego Polaka! cos oni zaczynaja nam sie tu mnozyc w tym Laosie. To jakis drugi cel emigracji? No coz, ale chyba nie tej zarobkowej, bo tutaj ludzie zarabiaja naprawde niewiele. Daniel, ktory jest z Torunia, podrozuje juz po swiecie kilkanascie lat. W porownaniu do naszyc 4 mies to juz weteran. Na nas ludzie w naszym kochanym kraju patrza troche jak na kosmotow, ale wierzcie nam- 4 miesiace to wcale nie tak duzo!Sa lepsze oryginaly, przy ktoryc my wypadamy naprawde blado.
Co do samego Vientiane...no coz, jak na razie to najmniejsza stolica jaka udalo nam sie zobaczyc. Miasto jest spokojne, bez uciazliwego halasu i wszechobecnych w pozostalych azjatytckich miastach motorow. Az trudno uwierzyc, ze to stolica panstwa- Vientiane da sie bowiem w ciagu jednego dnia przejsc na piecote. Jeden dzien zajmuje nam tez zwiedzanie atrakcji stolicy Laosu.
Najpierw udalysmy sie do dwoch swiatyn. Pierwsza z nich- Wat Si Saket zawiera ponad 2000 posagow Buddy. To naprawde cos niesamowitego! Cala swiatynia ma swoj niepowtarzalny klimat, nie wyglada moze jak pieknie odremontowany budynek z pocztowki, tu i owdzie widac slady uplywajacego czasu, ale moze wlasnie to sprawia, ze Wat Si Saket roztacza magiczny klimat. Druga swiatynia, jaka zwiedzalysmy tego dnia-Haw Pha Kaew nie jest juz tak imponujaca.
Potem udalysmy sie do centralnego punktu miasta, jakim jest budynek na ksztalt Luku Triumfalnego. Mozna z niego podziwiac panorame miasta. Widok naprawde cudowany- stolica, a brak jakichkolwiek wysokich budynkow! Wszystkie domy i zabudowania jakby przycupniete przy ulicach:) Za to wlasnie bardzo lubimy Vientiane- za niepowtarzalny spokoj i brak zgielku jaki panuje w Hanoi, Sajgonie czy Phnom Penh.
Na koniec udalysmy sie jeszcze w morderczym upale do najwiekszego zabytku w calym Laosie- Pha That Luang. Jest to zlota stupa, symbolizujaca buddyzm a takze suwerennosc i niepodleglosc Laosu. Reszte popoludnia spedzilysmy na wypoczynku pod drzewami i dosypianiu po nieprzespanej nocy w VIP autobusie. Potem spacerowalysmy jeszcze uliczkami Vientiane, az dotarlysmy nad Mekong. O tej porze roku poziom wody jest bardzo niski i widac niemal cale koryto rzeki. Miejscowa mlodziez wykorzystuje je na spotkania towarzystkie i gre w pilke. Niestety deszcz zmusil ns do szybkiej ewakuacji z tego miejsca (no tak, znowu deszcz, a to ponoc pora sucha, czy jakos tak mialo byc...). Rozlokowalysmy sie w przytulnej restauracji nad Mekongiem i tak skonczylysmy nasz pierwszy dzien w Vientiane.
Nastepnego dnia udalysmy sie do oddalonego o ok. 20 km od Vientiane "Buddha Park" ( Xieng Khun)- dojazd autobusem miejskim linia 14, bilet 4000k w jedna strone. Buddha Park to "ogrod" betonowych rzezb, przedstawiajacy rozne wizerunki Buddy. Ogrod rzezb nie jest zadnym starym zabytkiem, wybudowano go stodunkowo niedawno, bo w XXw, ale jest to z pewnoscia niezwykle interesujace miejsce. Nam najbardziej spodobal sie posag lezacego Buddy oraz kula, symbolizujaca 3 poziomy zycia duchowego- pieklo, czysciec i niebo. Na szczycie wiezy spotkalysmy mnicha, z ktorym udalo nam sie chwilke porozmawiac. Niestety musialysmy sie szybko zbierac, by na czas dotrzec do miasta skad dziesiejszego popoludnia lapalysmy jeszcze autobus do Vanvieng.
Poniewaz postanowilysmy penetrowac Laos glownie autobusami lokalnymi ( no dobra...raz wzielysmy luksusowy autobus. Ale to tylko dlatego, ze nic innego nie bylo. Poza tym odrobina luksusu od czasu do czasu nam sie nalezy. I to nie tylko w azjatyckiej formie pod postacia chrabaszczy na patyku :)) postanowilysmy udac sie do Vanvieng wlasnie takim srodkiem transportu ( bilet 25.000k/os). Ten autobus nie byl moze tak zatloczony, jak to poprzednio bywalo, no ale jakies atrakcje tez musialy byc. Drahanka postanowila sie sprawdzic w nowym zawodzie-odzwiernego i pakowacza bagazy. To zawod laczacy wszystkie jej pasje- sa podroze, ciagle cos sie dzieje, poznaje sie nowych ludzi...Kareira w Laosie murowana!
Droga do Vanvieng byla cudowna. Poczatkowo plaski teren zaczal stopniowo przeksztalcac sie w gorki z malowniczymi rzekami i lasami. Jeszcze piekniejszymi widokami przywitalo nas samo Vanvieng, jednak co tam dokladnie robilysmy i co mozna tam podziwiac, napiszemy juz w kolejnym poscie:)