piątek, 4 lipca 2008

Datong - cudowne groty Yungang i spotkanie z normalnym chinskim zyciem:)

27- 30.06.2008
Podobnie jak w Pinguyo tak i tutaj zawital ogien olimpijski, tyn razem pierwszego dnia po naszym przyjezdzie. Niestety cala ceremonia odbywala sie poza miastem i od samego rana ruch byl wstrzymany na peryferiach Datong, co spowodowalo, ze nie moglismy sie wydostac z miasta w zadnym kierunku:) Wizyta na dworcu i proba kupienia biletu do Hanging Monastery zakonczyla sie tylko na ogladaniu grajacych w badbingtona urzednikow.. no coz.. wszystko zostalo wstrzymane do popoludnia, wiec cos trzeba robic:) My wybralismy inne rozwiazanie. Udalismy sie do kina:) Byle godzina 12 w poludnie, wiec nkino swiecilo pustka:) I dobrze....Na pytanie kiedy rozpoczyna sie seans dostalismy odpowiedz.. jak kupicie bilety:) Jak milo, bedziemy sami w kinie. Kino bylo stare, z malymi salami, ale tym bardziej klimatyczne. Co dodalo smaku?? .. kanapy. W tym kinie nie bylo siedzen, ale wygodne dwuosobowe kanapy. Czegos takiego nie widzialam:) Az nie chcialo sie stamtad wychodzic. A sam film rozniez byl genialny "Kung fu Panda". Oczywiscie na wstepie powiedziano nam, ze zarowno podklad, jak i napisy beda po chinsku, ale jak sie okazalo udalo sie wynegocjowac tylko chinskie napisy:) Dzieki temu udalo mi sie zrozumiec sens filmu:) hihihi.. nastepnym razem idziemy jednak na typowo chinski film w celu sprawdzenia, jak wiele sie rozumie nie mogac korzystac z napisow czy samego podkladu glosu:)
Potem okolo 14tej udalismy sie na Regional Bus Station, gdzie zlapalismy autobus do Hanging Monastery (25Y). Podroz miala trwac okolo godziny, jednak nie moglo byc tak latwo. Najpierw na jednym ze skrzyzowan musielismy uzbierac gromadke ludzi by dopakowac autobus, potem korki, jazda przeogromnymi polnymi wertepami (objazd z powodu budowy nowej drogi), a na koniec przesiadka do taksowki (oplacona w ramach biletu), ktora dowiozla nas do klasztoru. Wstep 60Y. Klasztor zlokalizowany jest w slawetnych taoistycznych gorach Hengshan i zawieszony jest na jednym z klifow. Wyglada oszalamiajaco, szczegolnie ze jest jedyny w swoim rodzaju poprzez lokalizacje, jak i sama budowe. Jest drewniany, z licznymi rzezbami na dachach, czy scianach, z waskimi przejsciami pomiedzy poszczegolnymi budynkami, czy tez ze wzgledu na przecudowne widoki rozposcierajace sie na okoliczne gory i rzeke plynaca u podnoza. Spedzilismy tam dwie godziny, ale z pewnoscia mozna wiecej, bo miejsce jest naprawde niesamowite:)
Gdy chcielismy opuscic to miejsce okazalo sie, ze nie ma ani autobusu, ani innych prywatnych samochodow. Zostala nam taksowka. Oczywiscie cena wyjsciowa zaproponowana przez kierowce byla powalajaca, ale po zignorowaniu go (najlepsze rozwiazanie na wynegocjowanie dobrej ceny) zgodzil sie na 25Y wraz z dojazdem autobusem do Datong.
Po powrocie do Datong przyszedl czas na zadbanie o nasze zoladki:) Dzis szef kuchni polecal: noga owcy (to bylo przerazajace, sprobowalam, ale nie nalezy to do moich smakolykow, szczegolnie, ze podawane jest w calosci, wiec lapiesz nozke i obgryzasz.. ojjj....walka z wlasna slaboscia i psychika jest wielka), glowa krolika (to rowniez powalalao swoim wygladem, szczegolenie ze widzisz jezyk, oczy, podniebienie, glowka w calosci, a ty ja chrupiesz razem z koscmi. Co jednak ciekawe to mi smakowalo, musialam powalczyc ze soba, ale udalo sie:):), moze nastepnym razem kupie sobie sama:) - koszt 3Y), zoladek swinki (ale to juz jadlam wczesniej, calkiem niezle).
Nastepnego dnia udalismy sie do slawetnych Yungang Caves (wstep 60Y). Dojazd tam nie jest skomplikowany, bo wystarczy wziac autobus 308 sprzed dworca kolejowego w Datong i po godzinie jazdy dociera sie na miejsce:) Podczas mojej podrozy w Chinach widzialam juz wiele grot z rzezbami (Dazu, czy Longmen), ale te robia najwieksze wrazenie, wrecz oszalamiaja swoim pieknem. Wyroaniaja sie swoja roznorodnoscia - sa tu przecudowne groty z licznymi rzezbieniami na scianach (szczegolnie jaskinie no 5-7, gdzie mozna podziwiac 17m siedzacego Budde, liczne rzezby zwierzat, muzykow i tysiace posagow Buddy w roznych pozycjach). W dalszej czesci wielkie posagi Buddy, jedne ukryte w grotach, inne na zewnatrz. Miejsce robi ogromne wrazenie. Spedzilsimy tu ponad 6 godzin, ale bylo warto:)
Po powrocie do miasta udalismy sie na zasluzona kolacje. Dzis ostra zupka z makaronem, slawetne, grillowane miesko na patykach (ulubione danie Shun'a) i cos na ksztalt bialej galarety jedzonej na zimno wraz z przyprawami i tofu (bleee... zarowno mnie, jak i Shunowwi nie bardzo przypadlo to do gustu, ale podobno to miejscowy specjal). Ale udalo nam sie znalezc cos wysmienitego.. otoz w calych Chinach znane sa biale bulki, sprzedawane z okraglych "mis", z nadzieniem badz bez do wyboru.. zawsze jednak ich smak jest podobny. Tym razem udalo nam sie znalezc bulki o smaku kukurydzianym. WOW.. byly wysmienite. Takich jeszcze nie jadalam:)
Potem udalismy sie na spacerek na centralny plac miasta, gdzie wieczorem wszyscy rozpoczynja cwiczenia, gre w pilke, czy badbingtona, badz tez delektuja sie swoim towarzystwem. Nie powiem ze robilam tu za atrakcje, gdyz Datong nie jest turystycznym miejscem i widac bylo jakim zaskoczeniem dla Chinczykow jest moja obecnosc tam:) Dzieki temu udalo mi sie poznac i zrobic zdjecie z najstarszym uczestnmikiem parady ognia olimpijskiego (81 lat), jak i poznac grupe 40 bebniarzy:) Byli tak sympatyczni, ze nawet pozwolili mi pograc na bebnach:):) Nie poweim czy wyszlo mi to czy nie.. walilam mocno jak sie dalo, a wszyscy sie cieszyli:) hihi.. ja tez:) Niemniej moge zmienic profesje na bebniarza:) Wieczorem probowalismy kupic bilety na pociag do Xian i Beijing, gdyz przyszedl czas opuscic to miasto. Jednak aby nie bylo za latwo, okazalo sie, ze wszytkie bilety sa wykupione. Shun ma jednak przyjaciela w tym miescie i obiecal ze pomoze nam zalatwic awaryjne bilety. Dlatego tez nastepnego dnia bylismy troche w zawieszeniu. Nie bylo pewne czy wydostaniemy sie z miasta nocnymi pociagami, czy tez nie. I jak sie okazalo latwiej bylo zalatwic bilet do Xian, anizeli do stolicy. Shun kupil bilet, ale poniewaz ja zostawalam w Datong, oddal bilet w kasie i tym sposobem zostalismy jeszcze jeden dzien w tym uroczym chinskim miescie. Ale jak spedzilismy niedziele? Otoz to byl dzien rozrywki dla nas:) Zaczelo sie od karaoke:) Poszlismy do jednego z KTV (miejsca gdzie wykupuje sie sale ze sprzetem i spiewa ile sie da:) Bylo super. U nas takie miejsca nie istnieja, a powinny, bo bylo suuper:) Byly oczywiscie rowniez piosenki po angielsku, ale my skupilsimy sie na chinskich.. aby bylo wiecej smiechu:) Trzeba jednak przyznac, ze Shun moze zostac zawodowym piosenkarzem.. ciekawe czy kazdy Chinczyk jest tak dobry w karaoke:) Ja pospiewalam, ale nie czuje sie jak piosenkarka.. chyba najlepiej wyszlo mi polskie "Sto lat", ktore obiecalam zaspiewac Shunowi z okazji wczesniejszych urodzin:) Wiec jak widac profesji na ta dziedzine nie zmienie. Niemniej genialnie bylo pofalszowac:):) Koszt wynajecia jednej sali na godzine 30-40Y
Potem kolejna rozrywka - przez przypadek trafilisimy na lodowisko (koszt 15Y/godzina). Dla Shun'a bylo to nowe doswiadczenie.. pierwszy raz na lyzwach, ale szlo mu genialnie. Moze dlatego ze jest specjalista w rokach:):) Niemniej to ja wyladowalam na lodzie, gdy chcialam zrobic piruet.. on utrzymal sie na nogach do konca:) Gratulacje Shun:):)Dla mnie byl to niesamowity czas.. takie przypomnienie zabawy z Polski:)
Wieczor spedzilsimy spokojnie, odpoczywajac w hotelu (Shun zaplanowal na noc ogladanie finalu mistrzostw Europy w pilce noznej, wiec trzeba bylo sie wyspac).
Ostatniego dnia w Datong pojechalismy w gorki Hengshan (okolice Hanging Monastery, dojazd ta sama droga). To jedne ze swietych taoistycznych gor w Chinach i trzeba przyznac, ze sa urocze i na pewno niezbyt meczace (wejscie po schodach, jak w kazdych chinskich gorach). To prawda, ze najpierw trzeba podejsc kawalek drogi ulica do glownego parkingu - nam jednak udalo sie zlapac stopa:) skad wychodzi sie w gorki (wstep 55Y). Sa tu liczne taoistyczne klasztory porozrzucane na zboczu gor. Jak sie okazalo wejscie na szczyt Hengshan (2100 m npm) bylo zamkniete, ale my zrobilismy hop przez plot i po pol gdzinie podejscia bylismy na wierzcholku. Widoki byly zapierajace dech w piersiach.. i ta cisza.. pustka...Super. Na koniec odwiedzilsimy jeszcze glowny klasztor u podnoza gor - Zhen Wu Miao (dodatkowa oplata 5Y).
Przyszedl jednak czas, aby wracac do Datong. Nie chcielismy brac taksowki, bo koszt byl oszalamiajacy, wiec poczatkowo schodzislimy na nozkach. Nie trwalo to jednak dlugo, bo zaraz zatrzymal sie motocyklista, ktory zabral nasza kochana dwojke na dol (myslalam, ze motor nie wytrzyma pod ciezarem trzech osob, Chinczycy sa znacznie mniejsi, a ja waze nieco wiecej niz oni:):):) Potem znalazla sie kolejna przyjazna para chinczykow, ktorzy dowiezli nas do miasta Hunyuan, skad zlapalismy ostatni autobus do Datong (19.00; koszt 15Y). Po powrocie do Datong nie bylo zbyt wiele czasu na nic - kolacja, kapiel, internet i trzeba bylo biec na pociag:( Ja wyjezdzalam nocnym pociagiem do Beijing (hard sleeper - 99Y, 7 godzin), Shun po zmianie planow do Shanghaju (hard sleeper - 365Y,31 godzin).
Przyszedl czas rozstania.... Tak bardzo sie zaprzyjaznilismy, ze naprawde ciezko bylo powiedziec "Bye Bye". Prawdopodobnie za tydzien badz dwa spotkamy sie w prowincji Gansu, gdyz Shun postanowil towarzyszyc mi w podorozwaniu w tym zakatku Chin. Niemniej ta peryspektywa nie uchronila mnie od kilku lez przy pozegnaniu. W pociagu jednak nie mialam czasu na smutek... zaraz znalezli sie przyjazni doktorzy z Beijing, ktorzy zabawiali mnie swoim towarzystwem i mila rozmowa:)
Kolejne wiesci z olipijskiego miasta:)