niedziela, 27 lipca 2008

我爱中国!- Shanghai - ostatni przystanek na mojej chinskiej drodze




















27-29.07.2008
To juz ostatnie moje dni w Chinach, spedzam je wiec na odpoczynku, przerabianiu indyjskiego przewodnika, jak i rozmyslaniach o moich ostatnich 6ciu miesiacach zycia.
Tak.. to juz 6 miesiecy jak jestem w Azji...tak szybko to minelo:)
Czy jest mi teraz smutno, gdy musze opuscic Chiny? TAK... zzylam sie z tym miejscem, ludzmi i wiem, ze zostawiam tu swoje trzy miesiace zycia. Oczywiscie jeden rozdzial sie konczy i zaczyna nastepny, niemniej jestem pelna smutaskowych mysli. Gdy pomysle o wszystkich miejscach jakie odwiedzialam, wszystkich kochanych osobach, jakie poznalam i z ktorymi sie zaprzyjaznilam.. moge stwierdzic, ze Chiny staly sie dla mnie niemal drugim domem. To chyba piekne odczucie i ciesze sie, ze tak wlasnie je zapamiatam.
A co najwazniejsze - na pewno tu WROCE - 我还会回来的!
Spytacie jakie sa moje odczucia i co mysle o Chinach i Chinczykach? To pytanie wieokrotnie zadawali mi napotkani ludzie i co ciekawe za kazdym razem nie mialam problemu z odpowiedzia.
Kocham to miejsce! A Chinczycy sa nabardziej niesamowitymi i najbardziej przyjaznymi ludzmi jakich poznalam. Moim zyczeniem jest, abym to samo mogla kiedys powiedziec o Europejczykach.. szczegolnie jezeli chodzi o pomocna reke, poswiecenie i otwartosc na innych. Chinczycy zaszokowali mnie tymi cechami!!! Poza tym maja jedna genialna zdolnosc - wiedza jak spedzac wolny czas i potrafia sie tym czasem delektowac. My w Europie niestety caly czas biegniemy i nie mamy czasu na najprostsze rzeczy i czynnosci. To smutne. Gdy pomysle o wieczornych tancach na ulicach, cwiczeniu w parku, siedzeniu na ulicy i graniu w karty, czy tez wspolnym spozywaniu posilkow, ktore czasem trwaja nawet dwie godziny...nie moge oprzec sie myslom, ze ja wlasnie takie zycie uwielbiam. Bez wyscigu z czasem, bez biegania za pieniedzmi, kredytami, nowym samochodem,... tu zycie toczy sie innym torem. Torem, ktory mi sie podoba:):)
A dodajac do tego stylu zycia przecudwone krajobrazy, moejsca godne odwiedzenia i zapierajace dech w piersiach moge jedynie napisac ze Chiny to niesamowity kraj!!
I chetnie zostalabym tu dluzej.
Ale wroce - 我还会回来的!- ....... to taka obietnica zlozona samej sobie:):)

Dziekuje wszystkim moim chinskim przyjaciolom - 谢谢.









我爱中国!

A to podsumowanie mojej trasy w Chinach:
- Hongkong
- Guilin (Guangxi )
- Yangshou
- Kunming (Yunan)
- Lijiang (Yunan)
- Dali (Yunan)
- Shangri La (Yunan)
- Deqin (Yunan)
- Emei Shan (Sichuan)
- Leshan (Sichuan)
- Chengdu (Sichuan)
- Chongqing
- Dazu
- Yangtze River
- Huang Shan (Anhui)
- Hangzhou (Zhejiang)
- Wuzhen (Jiangsu)
- Suzhou (Jiangsu)
- Tongli (Jiangsu)
- Shanghai
- Qufu (Shandong)
- Taishan (Shandong)
- Xian (Shaanxi)
- Hua Shan (Shaanxi)
- Luoyang (Henan)
- Pingyao (Shanxi)
- Taiyuan (Shanxi)
- Datong (Shanxi)
- Bejijng
- Chengde (Hebei)
- Hohhot (Inner Mongolia)
- Lanzhou (Gansu)
- Jiayuguan (Gansu)
- Dunhuang (Gansu)
- Xining (Qinghai)
- Qinghai (Qinghai)
- Shanghai

Pa PA China.. 再见 - do nastepnego....

Qinghai Lake - niemal jak w raju!!!



































































































































































20-24.07.2008
Droga do Xining w prowincji Qinghai nie byla meczaca. Po czterech godzinach jazdy pociagiem i podziwiania pieknych widokow za oknem dostarlam do celu. Podobnie znalezienie noclegu nie bylo zbyt trudne, gdyz w miescie znajduja sie dwa miedzynarodowe hostele. Ja wybralam bardziej oddalony od centrum, gdyz czulam potrzebe oderwania sie od miejskiego zgielku. Autobusem 32 (dojazd mozliwy rowniez autobusem 33) dotarlam do Qinghai Sangzhu Youth Hostel (lozko w 6-ciosobowym dormie - 15Y). Hostel jest naprawde miulchny i ma sie ochote tu zostac znacznie dluzej:). Ja niestety nie mialam na to czasu:)
Moj plan zakladal zwiedzenie okolic slawetnego Qinghai Lake. Pozostawalo tylko pytanie jak sie tam dostac skoro nie ma zadnego publicznego transportu w te okolice?? hmm...
Po raz kolejny szczescie zawitalo jednak do moich drzwi:) Zaraz po przyjezdzie do hostelu zaczepil mnie przemily Chinczyk - Elulue - z pytaniem czy moze nie chce sie wybrac z nim i grupa jego przyjaciol nad jezioro nastepnego dnia? Czy oni czytali w moich myslach? Wlasnie tego potrzebowalam:):) Oczywiscie z entuzjazmem zgodzilam sie na wspolna wyprawe:):) Jak sie okazalo wynajelismy samochod i kierowce na dwa dni, podczas ktorych mielismy objechac Qinghai Lake dookola. Super. Oplata za dwa dni - 120Y, a wiec niemal jak za darmo:)
Wyruszylismy nastepnego poranka (22.07). Najpierw dwie godziny jazdy autostrada w okolice jeziora (300 km od Xining). Pogoda byla niesamowita, swiecilo sloneczko, niebo bylo blekitne, wokolo pagorki pokryte blyszczaca w sloncu trawa, a do tego liczne pola rzepaku i pasace sie obok jaki i owce!! Sielanka.. Az ciezko bylo uwierzyc, ze cos tak pieknego istnieje:)
Zanim dotarlismy do jeziora zwiedzilsimy tybetanska swiatynie - dwie pagody na przeleczy Sun Moon. Miejsce bardzo turystyczne, ale zarazem bardzo urokliwe dzieki licznym tybetanskim choragiewkom i nieziemskim widokom na gory wookolo!. Potem przyszedl czas na samo Qinghai Lake. WOW.. wydawalo sie, ze piekniej byc nie moze.. a jednak...olbrzymie blekitne jezioro, na drugim jego krancu gory, a przed nami zolte pola rzepaku.. niemal jak raj!!! Juz wiem dlaczego jezioro to uchodzi za najpiekniejsze w Chinach:) Tysiace postojow, zdjec i delektowania sie widokami. Co ciekawe podczas naszego objazdu jeziora widzialam chyba tylko trzy miasteczka... tym samym mozna poczuc tu prawdziwe spotyka nie z natura, tylko pola, pogorki, trawy, pasace sie zwierzeta i ta niesamowita przestrzen z blekitnym jeziorem w tle!! Takich widokow nie sposob zapomniec! Oczywiscie na calej trasie znajduja sie liczne punkty widokowe, my jednak wraz z naszym genialnym kierowca wbieralismy miejsca trudno dostepne, gdzie moglismy sie delektowac natura w samotnosci (a przy tym nie musielismy placic za wstep). Zatrzymalismy sie jedynie w kilku punktach, gdzie mozna bylo zrobic zdjecia w rzepaku (co ciekawe na calej trasie sa pola rzepakowe, za wstep na ktore trzeba uiscic oplate - 3Y), mozliwe sa rozwniez przejazdzki konno, zdjecia z Tybetanskimi dziecmi i tysiace innych atrakcji przeznaczonych dla turystow:) Po przepieknym zwiedzeniu poludniowego brzegu jeziora zatrzymalismy sie na nocleg na jedym ze swoistych "tybetanskich kampingow" - kilka kolorowych namiotow, w ktorych nie ma nic poza materacem:) Wszystkie porozstawiane sa nad sammym brzegiem jeziora co tworzy wieczorem i o wschodzie slonca naprawde mistyczny klimat:) (oplata 30Y). Oczyiwscie mozna rowniez skosztowac typow tybetanskich potraw:)
Wraz z chinskimi przyjaciolmi spedzialam popoludnie moczac nogi w zimnym jeziorze..brrr, stopy krzyczaly "zimno" ale na twarzy widnial usmiech... patrzac na przepiekna powierzchnie wody i gory na horyzoncie...nie mozna bylo sie skupiac na takich blachostkach jakzimne stopy:):) Na zachod slonca postanowilsim wdrapac sie na pobliskie pagorki, niestety tysiace zdjec, glupot po drodze.. spowodowaly, ze mielismy male opoznienie i sloneczko zaszlo bez naszej obecnosci:) Nagroda jednak bylo niebo pelne gwiazd, gdy po ciemku schodzilismy na dol...widok nieba pelnego gwiazd nie jest popularny w Chinach, w miastach go nie zobzcaysz, a i poza nimi ciezko o taki widok:) Wiec bylismy szczesciarzami:)
Noc minela nam spokojnie choc czasem bylo zimnawo:) Potem pobudka o 6tej rano (23.07) i podziwianie przepieknego wschodu slonca tuz nad tafla jeziora. WOW... kolejny zachwyt na naszych twarzach:) Okolo 8mej opuscilismy nasz tybetanski zakatek dziekujac naszym gospodarzom za goscine:) Kolejne godziny to jazda przez pustkowia, laki z przecudownymi kwiatami, pola, na ktorych pasly sie jaki, owce i ciagle migajaca w tyle tafle wody Qinghai Lake:) Tysiace postojow ze smiesznymi sesjami zdjeciowymi:), wizyta na wydmach po drugiej stronie jeziora, sniadanie w tybetanskiej knajpce i niestety powrot do Xining. Jedynym miejscem ktorego nie zwiedizlsimy byla slawetna wyspa Niao Dao, znana z obecnosci tysiaca roznorodnych ptakow. Niestety sezon wlasnie minal i wszystkie wyemigrowaly do Indii, wiec nie bylo sensu zwiedzania tego miesjca. Skoro jednak polecialy w indyjskie rejony... moze uda mi sie je zobaczyc wlasnie tam....hmm.. sladami ptakow z Qinghai Lake.. tytul na moja wyprawe w Indiach:)
Do Xining dojechalismy okolo 15tej. Chwila odpoczynku w hotelu, a potem wraz z moimi chinskim przyjaciolmi udalismy sie do centrum na przepyszny obiad w muzulmanskiej knajpce (tym razem zamowilsimy 4 wielkie garnuszki miesa wraz z warzywami... cudo dla podniebienia). Potem odwiedziny na lokalnzm nocnym markecie i zakup drobnych pamiatek:)
To byly naprawde piekne dwa dni, z przecudownymi widokami i wysmienitym towarzystwem. W takich momentach czuje sie jak szczesciara:)
Natepnego dnia (24.07) wraz z trzema poznanymi wczesniejszego wieczora w hotelu, kolezankami z Belgii udalam sie do swiatyni Taer Si (wstep 80Y). To jedna z 6ciu najwiekszych i najwazniejszych tybetanskich swiatyn poza Tybetem. Wiele osob nie reguje entuzjazemem na wspomnienie tej swiatyni, ze wzgledu na ogromna liczbe turystow. Na mnie jednak swiatynia zrobila genialne wrazenie. Szczegolnie wnetrza poszczegolnych budynkow, wszedzie kolorowe choragieski, sciany obleczone kolorowymi dywanami, liczne tybetanskie posazki i wszedzie spacerujacy tybetanscy mnisi. Dla mnie to byl raj,.. moze dlatego, ze Tybet jest tak gleboko w moim sercu.. to miejsce, ktore wywoluje blysk w moich oczach, sama mysl o Tybecie sprawia ze moje serce bije szybciej, a ja czuje sie rozanielona. Cos mam przeczucie, ze jak nastepnym razem zawitam do Azji z wizyta w Tybecie.. juz stamtad nie wroce:):)
Dojazd do swiatyni jest calkiem latwy. Najpierw jednym z lokalnych autobusow (najlepiej 33 sprzed dworca kolejowego) nalezy udac sie w okolice Kunlun Bridge, skad za 8 Y od osoby taksowka dojezdza sie do samej swiatyni. Swiatynia obejmuje kompleks 9 swiatyn, niestety w chwili obecnej niewszytkie sa otwarte. Wraz z kolezankami spedzilysmy tu ponad 4 godziny i wydawalo sie, ze nie jest to wystarczajace. Oprocz pieknych tybetanskich wystrojow, ktore powalaly mnie swoim mistycyzmem.. w pamiec wbily mi sie rowniez grupy modlacych sie Tybetanczykow. Popularne jest przyjezdzanie do tej swiatyni i spedzenie w niej nawet 3 miesiecy modlac sie poklonami (jak sie dowiedzialam najbardziej wytrwali robia 100 tys poklonow i dopiero wtedy ich modliwa jest prawdziwa. WOW.. niesamowite).
Mnie sie to miejsce bardzo podobalo, niestety po raz kolejny czas mnie gonil. Moj pociag powrotny do Lanzhou byl o 17tej, wiec zostalo niewiele czasu:( W drodze do hotelu spotkalam najpiekniejszego na swiecie mnicha.. jak sie okazalo mieszka w Lhasie i przyjechal odwiedzic Taer Si. W takich momentach bardzo zaluje, ze nie mowie po chinsku, bo mialam do niego tyle pytan.. przeciez pochodzi z moich ukochanych rejonow.. poza tym taki przystojny mnich.. az przychodzi mi na mysl, ze sie marnuje:):) Gdyby nie ten mnisi stroj jestem pewna, ze kobiety ustawialyby sie za nim rzadkiem:) hahaha.. a ja bylabym pierwsza:)
Do hotelu dotarlam okolo 16tej, szybki telefon do YuanJie w Lanzhou (zarezerwowal mi hotel na ta noc... jest kochany), pozegnanie z moja ulubiona wspolokatorka Mia (niesamowita Chinka, ktora podrozuje po Chinach juz trzy lata) i biegiem na dworzec:)
Pociag odjechal punktualnie. Niestety wykupilam bilet na najwolniejszy pociag wiec droga zajela okolo 5ciu godzin (koszt 17Y).
Do Lanzhou doejchalam okolo 22giej. Tu czekal juz na mnie YuanJie:) Jaka to fajna swiadomosc, ze ktos cie przywita na miejscu.. niemal jak w domu:):) Z dworca pojechalismy do hotelu w okolicach domu YuanJie (30Y za pokoj). Potem poszlismy na pyszna kolacyjke. Pomimo pozniej godziny na chinskich ulicach wszedzie porostawaiane sa krzesla, stoly, a Chinczycy siedza i delektuja sie snack'ami. My zamowilismy chinski przysmak - pieczone i ostro przyprawione miesko na patykach.. uwielbiam to!!! Zreszta cala chinska kuchnia powala mnie na kolana:):) Po miluchnej kolacji przyszedl czas na odpoczynek:)
Nastepnego dnia (25.07) po pysznym sniadanku wraz z YuanJie (beef noddle - 4Y), udalismy sie do kuzyna Yuan'a. Poniewaz w ciagu najblizszych dwoch dni musialam dostac sie do Shanghaju skad mam samolot do Indii, musialam nabyc bilet na pociag. Jednak jak to wChinach bywa nie nalezy to do najlatwiejszych...Podczas mojej obecnosci w Qinghai, Yuan odwiedzal stacje kolejowa kilkakrotnie z proba zakupu biletu. Niestety za kazdym razem rowniez w jego przypadku padala odpowiedz "mejo":):) Jak widac zakup biletu rowniez dla lokalnych nie jest najlatwiejszy:)
Mialam jednak szczescie, bo Yuan'a kuzyn pracuje na kolei, wiec wystraczylo sie zjawic u niego dzien przed odjazdem pociagu i bez problemu dostaje sie bilet na kazdy pociagi kazdy rodzaj spania czy siedzenia:) Wykupilam wiec bilet na pociag K378 (hard sleeper - 423Y, 32 godziny jazdy:):), nie wyobrazam sobie siedzenie przez tak dlugi czas:):). Po zalatwieniu formalnosci biletowcyh przyszedl czas na rozrywke::) Poszlismy do kina:) Pora byla wczesna bo 11ta wiec kino bylo puste. Tylko my.. super.. podobaja mi sie te chinskie kina. W Polsce ciezko trafic na seans, aby delektowac sie nim w samotnosci:)
Film jaki obejzelismy to typowo chinska produkcja.. cale szczescie byly napisy po angielsku, ale prosze nie pytajcie o ich jakosc:):) Czasem mialam niezly ubaw. Tytul filmu to "Red Cliff" i byla to pierwsza czesc slawnej chinskiej historii.. nie pozostaje mi sie nic innego jak wrocic do Chin, aby obejrzec druga czesc:) Zreszta taka jest moja umowa z Yuan'em:) Nie mam wyboru.. musze wrocic:) Przeciez nie wiem jak sie historia skonczy:):)
Po kinie pospacerowalsimy po miescie i wrocilismy do domu, gdzie czekali na nas rodzice:) Jacy oni sa niesamowici.. mama juz u wejscia starala sie nas przekonac, abysmy cos zjedli, tato z kolei umilal nam czas spiewem. Super. Popoludniu zalatwilismy wraz z Yuanem jeszcze jedna rzecz - moj plecak jest ogromny i wymaga oproznienia. Postanowilam wiec wyslac kilka zbednych szpargalow do Polski. Niestety jak sie okazalo na chwile obecna nie jest to proste. Od 1.07 zostaly wprowadzone zaostrzone przepisy co mozna wysylac, a co nie. I jak sie okazalo po spakowaniu dozwolonych rzeczy zostalam z polowa torby, ktorej nie moglam wyslac. Ale bylam zla... wszystko przez "ukochana Olimpiade".. ahhhh...
Po chwilach nerow przyszedl czas jednak na rozrywke. Napierw przepyszna kolacja z Yuan'em, jego dziewczyna i rodzicami!!! Mniam...!!! W Lanzhou jest zwyczaj, ze gdy przyjezdzaja goscie wita sie ich "beef noddle", a z kolei gdy odjezdzaja zegna "dumplings". Dlatego tez na stole staly liczne talerze z przecudwnymi "dumplings" WOW.. miod w buzi:):) Mama Yuan'a moze zostac szefem chinskiej kuchni i na pewno zrobi wielka kariere:):)
Po ogromnym posilku trzeba bylo sie troszke poruszac.. nasze zoladki tego wymagaly.. poszlismy wiec cala rodzinka na pobliskie podworko, gdzie ponad dwie godziny gralismy w badmintona. Wow.. jak ja dawno nie gralam w takie proste gry.. cala mokra, spocona. ale szczesliwa biegalam za lotka ponad dwie godziny.. przypomnialy mi sie chwile z moich kochanych Zernik.. niemal jak w domu!!!
Zreszta czulam sie jak w domu...rodzice Yuan'a traktowali mnie jak czlonka rodziny, wiec tym bardziej te chwile byly niezapomniane dla mnie. Tak daleko od domu, od moich prawdziwych, kochanych rodzicow i przyjaciol.. wiec takie chwile daja mi namiastke, tego za czym tak tesknie:)
YuanJie this is massage for you:) - 谢谢.
I know that my Chinesse is only "acceptable" (可接受的), but I hope you understand what I mean:)
To spowodowalo, ze gdy opuszczalam wieczorem dom Yuan'a na mojej twrzy byly lzy... juz za nimi tesknilam.. No coz.. trzeba isc dalej..niemniej jestem szczesliwa, ze spotkalam ich na mojje drodze:)
Na dworzec dojechalismy taksowka, tu smutne pozegnanie (再见) i ze smutkiem, tesknota w oczach oczekiwanie na pociag, ktory odjezdzal z Lanzhou o 1.40 w nocy. Nie nudzilam sie jednak za dlugo, bo zaraz znalazla sie para przemilych mlodych chlopakow, ktorzy nie pozwolii mi sie smutkowac:) Milo z ich strony:)
Przede mna 32 godziny w pociagu i juz niebawem zawitam do Shanghaju. Moj ostatni przystanek w Chinach:( Jak sie okazalo tak dluga podroz nie byla meczaca, poza wieloma osobami ktore urozmaicaly mi czas, sluchalam mojej ukochanej chinskiej muzyki i wspominalam chwile spedzone w Chinach. Spedzilam tu prawie 3,5 miesiaca i obecnie zostawiam czastke siebie.. ahhh. Ciezkie rozstanie. Jakbym zostawiala dom.. nie chce opuszczac Chin!!!! Jestem tu szczesliwa... wiec moje serce placze, ze trzeba opuscic ta ziemie i moich kochanych chinskich przyjaciol, z ktorymi tak bardzio sie zzylam!!!
Ale wroce tu!!! Na pewno!!!