niedziela, 16 marca 2008

Sajgon... czy tam faktycznie panuje Sajgon??

9.03.2008
Do Sajgonu (Ho Chi Minh) przybylysmy autobusem wczesnie rano. Znalezienie noclegu o 6tej rano nie bylo najlatwiejsze, ale udalo sie po pol godzinie poszukiwania (10$ za pokoj). Planowalysmy spedzic w tym wielkim miescie tylko jeden dzien, gdyz nastepnego dnia musialysmy wyjechac z Wietnamu. Powod - konczyla nam sie wiza:( a szkoda, bo nie udalo nam sie zobaczyc delty Mekongu:(:(
Ale i tak jeden dzien spedzony w Sajgonie to ciekawe doswiadczenie. Miasto jest ogromne. Oczywiscie wszedzie male uliczki, pelne motocykli i kabli zwisajacych na niebezpiecznie niskiej wysokosci:):):) Czyli widok normalny dla kazdego wiekszego wietnamskiego miasta:):)
W Sajgonie zwiedzilysmy glowne zabytki, a wiec Muzeum Wojny (wstep 15000D) i Reunification Palace (dawny palac prezydencki Poludniowego Wietnamu, ktory obecnie sluzy jako miejsce politycznych spotkan, wstep 15000D).
W ramach doswiadczen kulinarnych trafilysmy do swietnego baru, gdzie oczywiscie nie wiedzac jak sie porozumiec z miejscowymi zamowilysmy to co wszyscy (nie wiedzac co:):):) Ku naszemu zaskoczeniu jedzenie bylo super. Najpierw podano nam ogromna miske z zielenina (byly tam chyba wszytkie dostepne krzaki, chwasty z okolicy.. u nas takie rosna na lace), potem na osobnym talerzu podano warzywa i miesko, a na koniec cosik na ksztalt bardzo, bardzo cienkich nalesnikow (ale w smaku one nalesnikow nie przypominaly, byly cienkie jak bibulka). Zabawa polegala na tym ze wszystko to trzeba bylo zawijac w te pseudonalesniki. Oczywiscie wszyscy na nas patrzyli jak na kosmitki, bo na poczatku nie wiedzialsymy co z tym robic. Cale szczescie mila obsluga uratowala dwie sierotki z Polski i wskazala co nalezy z tym zarelkiem zrobic:) Jedzenie bylo super, chyba najlepsze jakie do tej pory wcinalsymy:):) Polecamy, choc nawet nie wiemy co to bylo i jak sie nazywalo:) Tak to jest w naszym pieknym Wietnamie, zamawiasz cos, ale nawet po zjedzeniu nie wiesz co to bylo:):):)
ps. nie wyrywjcie chwastow w ogrodkach.. zawsze moga sie przydac do nalesnikow:):)
Na koniec naszego pasjonujacego pobytu w Wietnamie zakupilysmy na pamiatke pikne wietnamskie kapelusze "non". Mamy je.. pytanie tylko jak mamy je teraz przetranspotowac do Polski?!?! Moze ma ktosik ochote zabawic sie w kuriera i odebrac je od nas.. a moze zabwaic sie w tragarza?!?! Nam sie taka pomoc na pewno przyda:)
Kolejne wiesci z Kambodzy!