sobota, 31 maja 2008

Trzy Przelomy Jangcy - jeszcze sa, ale niebawem znikna....






















































24 - 27.05.2008
Kolejna atrakcja w moim planie zwiedzania Chin byl rejs statkiem po slawetnej rzece Jangcy, a szczegolnie przeplyniecie jej trzech przelomow. Rejs byl dla mnie tym wazniejszy, ze w nastepnym roku (2009) poziom wody w tym rejonie zostanie podniesieony o okolo 90 m i tym sposobem przepiekne przelomy znacznie straca swoj urok. Stad moje dwudniowe oczekiwanie na rejs :). Ale warto bylo:) Wykupilam rejs na chinskim statku za 394Y, przy czym obowiazkowe bylo rowniez wykupienie kilku atrakcji po drodze (Trzy male przelomy - 240Y, zwiedzanie swiatyni Zhangfei- 50Y, Goast City - 80Y, White King Town - 80Y). Co ciekawe na statku wykupilam trzecia kase, ktora zakladala zaokretowanie w 6-cio osobowej kajucie. Kazdy odradzal mi ta klase, wskazujac na druga, jako bardziej komfortowa, ale ja pragnelam poznac smak przebywania 4 dni z Chinczykami na najnizszym poziomie statku. Stad kilkakrotnie, zarowno w hotelu, jak i biurze podrozy, odradzano mi ta klase, ale nie poddalam sie. Chcialam plynac ze zwierzatkami, poznac prawdziwe chinskie plywanie.. tak jak to czynilam w Wietnamie czy Laosie:) Czy mi sie udalo? NIE. Otoz, gdy przybylam do biura podrozy, poznalam przemilego pracownika, ktory stwierdzil, ze nie pusci mnie do 3ciej klasy i za darmo dal mi kajute z drugiej (roznica w koszcie byla okolo 150Y, ale mi nie chodzilo o pieniadze. Nikt z obcokraowcow, ktorych dotychczas spotkalam na mojej drodze nie bral trzeciej klasy, wiec ja chcialam byc ta pierwsza:) Nie udalo sie. Ale nie szkodzi... 2 klasa byla calkiem niezla:):), wiec poznalam smak luksusow na statku:)
Na okrecie mielismy sie zjawic okolo 20tej. I tam tez trafilam razem z poznana w hotelu Hiszpanka - Beatriz'e. Statek stary, zardzewialy, wydawalo sie, ze zaraz sie rozleci, a z jego tylnej czesci caly czas unosila sie chumra spalin....byl wiec taki chinski. Ale kajuta (numer 2022) byla calkiem przyjemna. Cztery lozka, lazienka i olbrzymie okno, przez ktore mozna bylo podziwiac widoki na brzegach Jangcy. Cudownym uczuciem bylo ogladanie rzeki noca. Gdy lezalo sie na gornym lozku, z glowa skierowana w strone okna wydawalo sie, ze czlowiek unosi sie nad woda, ze sunie po powierzchni, a dookola jest pustka, ciemnosc, tylko dzwiek wody odbijajacej sie od burt. Genialnie!!! Kajute dzielilam z Kanadyjczykiem Trevor'em, z ktorym spedzilam kolejne 7 dni (potem razem wybralismy sie w gorki Huangshan:) Poniewaz kajuta byla czteroosobowwa, a my bylismy tylko we dwojke, komfort podorozowania byl naprawde wysoki:)
Po zaokretowaniu, a wiec okolo 21-szej przyszedl czas na podziwianie fajerwerkow nad miastem Chongqing. Pokaz swiatel odbijajacyh sie od wiezowcow i nadbrzeza. Niemal jak pokaz swiatel w Hongkongu z pierwszego tygodnia mojego pobytu w Chinach. Robilo naprawde wielkie wrazenie, tymbardzej ze stalismy na srodku zatoki i czulo sie jakby wokolo nas tancowaly roznokolorowe swiatla:)
Z doku chonqing wyplynelismy o 23ciej. Tego wieczora pozostal nam juz tylko relaks w przyjemnych kajutach z nocnym podziwianiem Jangcy. Okolo 7mej rano dobilismy do nadbrzeza, gdzie przyszedl czas na zwiedzanie pierwszej atrakcji, jaka bylo Ghost City. Tu trzeba bylo sie troszke powspinac, aby zobaczyc wszystkie swiatynie. Nie byla to jedak atrakcja, ktora powalila nas na kolana. Zapomnialam dodac, ze na statku zebralismy sie mala paczka: ja, Trevor, Beatrize, David, Simon i trzyosobowa rodzinka z Hiszpani. W tym skladzie spedzilismy kolejne 3 dni. Oczywiscie bylo tez tysiace Chinczykow, ale po kilku godzinach czlowiek przywykl do tak wielkiej ilosci skosnookich przyjaciol. Zreszta trzeba przyznac, ze byli niesamowicie przyjazni, zaczepiali na kazdym kroku, robili nam zdjecia... Czyli prawdziwe Chiny:)
Nie powiem, ze lubie uczestniczyc w tzw "chinskich tour'ach", gdzie przewodnik nosi choragiewke i mowi przez mikrofon. To pierwsza taka imreza podczas mojego wyjazdu i miejmy nadzieje, ze ostatnia:):) Ta przyjemnosc pozostawiam Chinczykom:)
Potem przyszedl czas na delektowanie sie splywem. Jangcy jest naprawde piekna rzeka. Wokolo rozposcieraja sie wodoki na piekne gorki i male wioski, ktore niestety niebawem znikna z powierzchni ziemi:( Juz rozpoczeto przesiedlanie miejscowej ludnosci i wiele domow juz opustoszalo. Na calej dlugosci Jangcy widac znaki z napisem 175m... do tej wysokosci zostanie podniesiony poziom wody, a wiec wszystkie domy, miasta, wsie, ponizej 175m znikana.. ot tak... po to tylko, aby Chiny zyskaly nowe zrodlo energii:( Czy warto??! Nie wiem.. pytanie tylko czy ktos pytal czy ludzie tego chca?!? Watpie...
Ostatnia atrakcja na ten dzionek byla nocna wizyta w swiatyni - Zhangfei Temple (50Y). Swiatynia ciekawa, tymbardziej ze dotarlismy do niej o 21szej wiec byla cala oswietlona, a z jej szczytu rozposcieral sie cudowny widok na pieknie oswietlone miasto Wanzhou. Kolejnego dnia w planie zwiedzania byly odwiedziny w White King Town (80Y) jednak ta atrakcje pominelam. Okolo 9tej przeplynelismy przez pierwszy przelom Jangcy - Qutang Gorge. Mgla tego ranka spowila sciany, wiec widok i klimat byl jeszcze bardziej mistyczny. Potem przyszedl czas na najciekawsza czesc wyprawy - rejs po Trzech Malych Przelomach (Little Three Gorges - 240Y). Przesiedlismy sie na znacznie bardziej nowoczesna i komfortowa lodz. Oczywiscie gorny poklad byl zamkniety i dostepny dla tych ktorzy uiscili stosowna oplate (30Y). To najglupsze rozwiazanie jakie istnieje. Nawet jak wykupsisz rejs musisz wykupic specjalana karte na wejscie na gorny poklad, skad sa najlepsze widoki. W przypadku mojego statku ta oplata wynosila 65Y, wiec robiac Chinczykom na zlosc nie wykupilam jej i korzystalam z wszystkich innych dostepnych miejsc w widokami wokolo... a bylo ich kilka:):)
Wracajac jednak do rejsu po Trzech Malych Przelomach na Daning River. Widoki zapieraly dech w piersiach. Koryto rzeki stawalo sie coraz wezsze, pionowe sciany coraz wyzsze... mialo sie wrazenie przebywania w tunelu, ktory sie zmniejsza i prowadzi cie do raju. Sciany czasem porastaly drzewa, czasem byly totalne nagie wzbijajace sie w chmury! Czy mozna pragnac czegos piekniejszego??!! Wawoz Jangcy stawal sie coraz wezszy, wiec musielismy zmienic lodzie (nasza byla zbyt wielka:). Przesiedlismy sie w male lodki, ktorymi poplynelismy w jeszcze wezsze kaniony. Tym razem obok genialnych i zapierajacych dech w piersiach widokow czas urozmaical nam prowadzacy lodke, ktore spiewal lokalne piosnki:) Szkoda, ze nie moglam mu wtorowac, bo chinski jest nadal dla mnie jezykiem z kosmosu:) Moze znajdzie sie jakis tlumacz?? :):) Chetnie zakrece sie kolo jakiegos.. ochhhhh.. czasem by mi to ulatwilo zwiedzanie:) Ale Polak z chinskim tez mile widziany:)
Z malych lodek przesiedlismy sie ponownie na duza lodz, ktora doplynelismy do nowej miesciny, wybudowanej w zastepstwo wiosek, ktore zostana niebawem zatopione. Miasto calkowicie nowe, nowe budyki, drogi... ale nie to bylo najciekawsze. Otoz ludzie.. byli niesamowci. Patrzyli na nas jak na zjawy z innej planety, usmiechali sie, byli radosni, ze nas widza. Gdy poszlismy na zupe do jednego z barow, stali przy drzwiach i patrzyli jak jemy.. jak w muzeum na pokazie:):) No coz... stanowilismy atrakcje:)
Wieczorem dobilismy do miejsowosci Wushan. To bylo kolejne niesamowite doswiadczenie. Czas wolny moglismy spedzic na ladzie. Miasteczko wydawalo sie na poczatek bardzo nieciekawe, ale jak sie okazalo, gdy wspielo sie po tysiacu schodach, docieralo sie do centrum, gdzie setki Chinczykow tanczylo na glownym placu miasta. Co ciekawe plac podzielony byl na kilka sektorow,a w kazdym z sektorow leciala inna muzyka i inny typ tanca byl praktykowany, poczawszy od nauki tanca, poprzez tance w parach, taniec przypominajacy aerobik, az po zmyslowy tanice kobiet. WOW. Robilo to niesamowite wrazenie. Genialne jest to, ze dla Chinczykow takie normalne jest spedzanie wieczoru na rynku, tanczac w takt muzyk rozzchodzacej sie w kazdym rogu miasta!. Oby w Europejczycy potrafili tak spedzac czas, a nie marnowac go przed TV:(
Ostatniego dnia rejsu przeplynelismy przez dwa przepiekne przelomy Jangcy - Wu Gorge i Xiling Gorge, a okolo 14tej dobilismy do ostatniej stacji Maoping, gdzie musielismy sie przesiasc do autobusu (niski poziom wody w rzece nie pozwolil na dalsze zeglowanie:()
Tak skonczyl sie przepiekny rejs po Jangcy. Dla naszej calej paczki byl to piekny czas, pelen przecudnych widokow, jak i smiechu i wspolnego biesiadowania:) Polecam kazdemu to potrafi delektowac sie woda, spokojem, natura i 4-dniowym towarzystwem innnych ludzi:)
Busikiem pomknelismy do pobliskiej miejscowosci Yichang, skad zlapalam pierwszy autobus do odleglego o 4 godziny Wuhan (100Y). Tu wraz z Beatrize, Simonem i Dawidem taksowka dostalismy sie do przeslicznego hostelu - Pathfinder Interanational Hostel, gdzie spedzilismy noc (35Y/loznko).
Kolejnego dnia wybylam do Huangshan i najslawniejszych gorek w Chinach, ale to w kolejnej opowiesci:)