poniedziałek, 25 lutego 2008

SAPA we mgle!

23.02.2008 - 26.02.2008
Juz sama jazda do Sapy dostarczyla licznych nowych atrakcji:) Byl juz pociag chinski, wiec czas na wietnamski. Tym razem mialysmy okazje sprawdzic sleeper'y. Bylo to tym bardziej uzasadnione, ze pociag w kierunku Sapy jechal noca. Wyjazd byl o 21.15, a przyjazd do Lao Cai o 5:30. Nalezalo wiec porzadnie sie wyspac, tylko jak to zrobic, gdy znow tak malo miejsca. Nasz przedzial miescil 6 lozek, po trzy po obu stronach, przy czym my dostalysmy na pieterkach:) A niektorzy nawet pod samym sufitem:) Ile miejsca tam bylo spytacie?!?! Nie bylo szans na siedzenie, jedyna dopuszczalna pozycja to pozycja horyzontalna. Przy czym dlugosc lozek tez przyprawiala o przykurcz miesni:):) Wiec jak raz wejdziesz do lozka, toalete odwiedzisz wysiadajac:)
Po przyjezdzie do Lao Cai planowalysmy udac sie do Bac Ha, a dopiero potem do Sapy. Niestety lokalni kierowcy chcieli nas oszukac i za kurs,ktory normalnie kosztuje 28000 dongow, chcieli 100000d od osoby, wiec trzy razy wiecej (dziekujemy Lonely Planet za wskazowki:). W zwiazku z tym udalysmy sie bezposrednio do Sapy, placac za kurs normalna cene 25000d:)
Jak tylko wysiadlysmy z busa w Sapie napadlo nas stado naganiaczy hotelowych, wiec nie mialysmy juz probelmu ze znalezieniem noclegu. Tym razem naszym domem zostal Pinocchio Hotel (4$ za pokoj:). Nieco wilgotno tutaj, takze na wyschniecie recznika i innych rzeczy nie ma szans. A wrecz odwrotnie. To co suche staje sie natychmiast mokre:)
Pierwszego dnia zwiedzilysmy slawetny market w Sapie (na nas nie zrobil wiekiego wrazenia). To prawda, ze zeszlo sie wiele mieszkancow z okolicznych wiosek, ale jak sie okazalo w kolejne dni, nie bylo w tym nic wyjatkowego. Sapa oblegana jest przez kobiety i male dzieci z mniejszosci H'Mong, usilujace sprzedac turystom wszystko co sie da:). To prawda - ich stroje sa bardzo ciekawe. Kobiety nosza krotkie spodenki i kolorowe bluzki, na ktore nakladaja tuniki w kolorze indygo. Nogi maja owiniete wzorzystym materialem przepasanym sznurkiem, a na golych stopach gumowe sandaly. Na glowach maja cosik na ksztalt toczka. Dodatkowo liczne ozdoby w postaci bransoletek, dlugich kolczykow i naszyjnikow. Za to mezczyzni i ich stroj??WOW:):) to pierwsza klasa. Drahanka poszukuje kandydata na meza. Szkoda tylko, ze wszyscy sa malutcy (150 cm wzrostu) wiec przydaloby sie conajmniej dwoch:) Panowie nosza luzne spodnie i dluga tunika z wyszywanym kolnierzem. Super! Wygladaja bardzo szlachecko:)
Po markecie udalysmy sie do wioski Cat Cat, rowniez zamieszkanej przez H'Mong (wstep - 10000d). Wioska niestety jest bardzo turystyczna i bardziej przypomina skansen niz prawdziwa wioske mniejszosci. Ciezko w niej zoabaczyc normalne zycie. Dlatego tez po odwiedzeniu Cat Cat udalysmy sie na wedrowke wzdluz doliny do nieturystycznej wioski Sin Chai. Tu juz udalo nam sie poczuc klimat i zobaczyc w jakich domkach ludzie zyja, jak wygladaja ich gospodarstwa. Urocze bylo to, ze wioska umiejscowiona jest wsrod rozleglych pol ryzowych i tarasow. Super:)
Tak sie rozluznilysmy, ze nawet udalo nam sie zdrzemnac na trawce tuz przy drodze (jakie bylo zdziwienie miejscowych; dwa ciala lezace przy drodze - to raczej takie nieturystyczne zachowanie:). Pogoda tego dnia byla tak cudowna, co naprawde zdarza sie bardzo rzadko w Sapie. Widok na okoliczne gory. Bylo nawet widac najwyzszy szczyt Wietnamu - Fan Si Pan 3143m. A my jak zwykle spieklysmy sobie noski i szyjki:)
Poniewaz pogoda drugiego dnia nie dopisala i Sapa pokryta byla gesta mgla, zaczelysmy od spacerku po miescie. Zeszli sie tu wszyscy H'Mong z okolicy (z powodu niedzieli i czasu na odpoczynek). Byli wszedzie! My dlatego ewakuowalysmy sie z Sapy. Wynajelysmy dwa motocykle z kierowcami:):)) i udalysmy sie do wioski mniejszosci Red Dao - do wioski Ta Phin.
Jazda motocyklami?!?! - super! Szczegolnie po tych gorzystych zakretach. Dobrze, ze maja klaksony i ich uzywaja:)
Wioska Ta Phin nie urzekla nas swoja historia. Od razu napadly na nas miejscowe kobiety, usilujace sprzedac torby i inne gadzety. Szly za nami przez cala wioske. Zreszta widoki i tak nie byly za piekne, bo wszedzie mgla, mgla i mgla. Jedynym milym akcentem z wizyty w Ta Phin bylo spotkanie z miejscowa kobieta z dziewczynka o imieniu Mej. Zachowywaly sie normalnie,szly z nami i nie chcialy nic sprzedac. A to rzadki obrazek w tych rejonach.
Kobiety z mniejszosci Red Dao rowniez nosza specyficzne stroje. Bardziej kolorowe niz H'Mong. Co ich wyroznia to cosik na glowie na ksztalt czerwonego turbanu, a kobiety sa lyse.
Przygoda zaczela sie jednak dopiero, gdy doszlysmy do wyjscia z wioski. Atak sprzedawczyn z ludu Dao trzeba bylo szybko poskromic:) I tak kupilysmy dwie torby (90000d),ale jaki byl problem od ktorej??? W koncu w ramach podziekowania zdecydowalysmy sie na dwie najsympatyczniejsze, ktore nie narzucaly nam sie podczas zwiedzania. Na koniec dostalysmy od nich cieniutkie bransoletki. I to bylo mile:) Reszta sie wsciekla.. no ale coz.. nie mozemy kupic od kazdego:(
Pogoda utrzymywala sie.. wszedzie mgla. Dlatego doceniamy pierwszy dzien,kiedy bylo tak pieknie:)
Ostatniego dnia udalysmy sie na calodzienna wycieczke po wioskach mniejszosci (wycieczke wykupilysmy w hotelu - 10$/os). Naszym przewodnikiem byl Nam, ktory niby umial mowic po angielsku,no ale coz...moze to byl jakis inny angielski?!
Od samego poczatku, a wiec wyjscia z hotelu, nie obylo sie jednak bez naganiczy. Kobiety z H'Mong sa wszedzie i sledza cie na kazdym kroku, wiec szly z nami ponad dwie godziny, a potem byly zirytowane, ze nic nie kupujemy:) Pierwsza wioska byla Y Linh Ho,skad udalysmy sie do wioski Lao Chai - obie wioski zamieszkane przez ludy H'Mong. Krotka przerwa i lunch w Lao Chai, a potem dalej przez mega blotnista droge do wioski Ta Yan, zamieszkanej przez Dzay People. Okolica przepiekna, dluga dolina pokryta tarasami pol ryzowych, dodatkowo drewaniane domki usiane miedzy wzgorzami i malownicza rzeka w dole. Herbatka w Ta Van i kolejna wyprawa do wioski zamieszkanej przez Red Dao People. Ta trasa prowadzila waska blotniska sciezka przez las bambusowy. Super! My lubimy blotko, czujemy sie jak u siebie:)
Koniec dnia zwienczal odpoczynek przy duzym wodospadzie przy wiosce Giang Ta Chai i powrot samochodem doSapy.
Super dzionek, pochodzilysmy sporo, a nawet pogoda dopisala. W Sapie mgla, ale w dolinie piekne widoki. A i sloneczko czasem na chwilke poswiecilo:)
To na tyle z Sapy, jutro ruszamy w droge lokalnym autobusem, a wiec bedzie sie dzialo:) Ciekawe czy bedziemy podrozowac z kurami i prosiakami?
Do nastepnego:)