poniedziałek, 30 czerwca 2008

Pingyao - antyczne miasto z antycznym klimatem!

24-25.06.2008
Do Pingyao dotarlismy wczesnym rankiem (5:00). Na szczescie starowka nie jest bardzo oddalona od dworca kolejowego, wiec po pol godzinie spacerku dotarlismy do Yamen Hostel, gdzie za 25Y dostalismy lozko w trzyosobowym pokoju (super!). Po krotkim odpoczynku chec zwiedzania miasta byla jednak wieksza anizeli zmeczenie, wiec opuscilismy hotel by poczuc antyczny klimat tego miejsca. Cale miasto otoczone jest wysokimi na 12 metrow murami, ciagnacymi sie na dlugosci 6km. Wszystkie uliczki sa waskie, kamieniste, z szarymi, starymi zabudowaniami. Klimat z innej epoki. Musze przyznac, ze tak dobrze zachowanego antycznego miasta jeszcze nie widzialam. Oczywiscie na glownych ulicach rozwinal sie przemysl turystyczny i dominuja tu liczne kramy z pamiatkami, jednak jak tylko zboczy sie kilka metrow z turystycznego szlaku dociera sie do prawdziwicyh zakatkow, slepych uliczek, gdzie mieszkaja normalni ludzie, gdzie dominuja obdrapane budynki, czy mury. To eszytko jest swiadectwem setek lat. Genialne:) Mielismy szczescie, gdyz przechadzajac sie jedna z uliczek natrafilismy na lokalne wesele. Cos niesamowitego. Chyba kazda kobieta marzy, aby miec taki slub i takie wesele:) Najpierw pan mlody niesiony przez grupe pieknie wystrojonych staruszkow w lektyce podaza do domu panny mlodej. Towarzyszy mu caly korowod, poczawszy od grupki staruszkow niosacych kolorowe proporce, poprzez zgraje muzykow, wygrywajacych radosne melodie na typowo chinskich instrumentach, az po druga lektyke, w ktorej zasiadzie panna mloda:) Taki korowod przemierza wszystkie uliczki miasta, az do domu panny mlodej. Tu udalo nam sie zobaczyc ceremonie wreczania kwiatow i przywitania panny mlodej, jak i wynoszenia jej na rekach i usadzania w specjalnie przygotowanej dla niej lektyce. Calej ceremonii towarzyszy tlum ludzi i uwydatniajaca piekno tego momentu muzyka:) Przepiekne doswiadczenie:)
Przyszedl jednak czas na zwiedzanie. Cale miasto usiane jest nieskonczona liczba muzeum, galerii, swiatyn. Kupuje sie bilet wstepu do miasta (120Y, wazny dwa dni) i mozna zwiedzac wszystkie dostepne atrakcje:) Wiele z nich to stare budynki mieszczace w sobie pozostalosci po firmach transportowych, bankach, siedzibach poczty, swiatyn, czy wydawnict gazet. Pierwszego dnia udalo nam sie wiec zwiedzic: Tong Xing Gong Armed Escort Agency, ChineeseArmed Escort Agency Museum, Xie Tong Qig Draft Bank, Wei Tai Hou Museun, Ri Sheng Cheng i City Tower (wstep na wieze jest platny dodatkowo -5Y, ale warto sie tam wybrac bo widoki sa zapierajace dech w piersiach, we wszytkich kierunakach widoczne sa tylko ulozone prostopadle ulice ciagnace sie az po horyzont, a miedzy nimi tysiace dachow, typowych dla chinskiej zabudowy. Pieknie!!!). Okolo poludnia wybralismy sie do The Acient Governer's Office, gdzie udalo nam sie obejrzec smieszne przedstawienie z udzialem staruszkow, przebranych za starozytnych urzednikow. Na koniec dnia postanowislimy udac sie na mur otaczajacy starowke. 6 km spacerku przy zachodzie slonca z przepieknym widokiem na miasto na zawsze pozostanie w naszych glowkach:) Oczywiscie kolejna zwariowana sesja zdjeciowa..ale coz... w koncu mozemy poszalec:) jestesmy na wakacjach:) Oczywiscie mury zamykane sa o 19.30, ale nam sie udalo pospacerowac az do 21-szej i chyba dzieki temu poczulismy klimat tego miejsca, pustka, cisza... tylko my i starozytne mury. Oprocz atrakcji dla umyslu, trzeba bylo rowniez zadbac o nasze zoladki:) Tym razem smakowalismy tzw wantuoze (okragle placki makaronu, rolowane i moczone w sosie:), czy tez moon cake (placki ciasta o blizej niezidentyfikowanym smaku:):).To jednak poczatek, bo nastepnego dnia kosztowalismy takie dania jak: szyja kaczki, noga swinki, czy skora zoladka owcy. Teraz napisze cos co zaskoczy zapewne wszystkich, ale moge nazwac je smakolykami. Sa naprawde super.Obok miesa zamowilsimy jeszcze swoisty makaron, ktory w swoim wygladzie przypominal lilie kwitnace na wodzie. Wszystko to macza sie w ostrym sosie i wcina z trzesacymi uszami:):)
Nastepnego dnia dalsza czesc zwiedzania - Qing Xu Guan Taoist Temple, City God Temple (ta swiatynia zrobila na nas najwieksze wrazenie), The Confucian Temple, Newspaper Museum, The former Residence of Lai Lutai. Jednak atrakcja tego dnia bylo cos innego. Otoz na nasze szczescie tego dnia przez Pingyao przebiegal ogien olimpijski, ktory obecnie odwiedza wszystkie miasta w prowincji Shanxi. Tego tez dnia niemal cale miasto bylo sparalizowane i pochloniete tym wydarzeniem. Nie udalo nam sie dotrzec do miejsca gdzie znajdowala sie scena, glowny pokaz i przekazywanie pochodni, jednak i tak bylismy swiadkami, jak sportowcy biegli po murach miasta i przekazywali sobie ogien. WOW.. widzialam ogien olimpijski!!! Hurraaaa.... nie bede na olimpiadzie, ale choc przez chwilke moglam poczuc jej klimat::) Ciekawe bylo rowniez ogladanie ludzi i ekscytacji w ich zachowaniu.To niesamowiete jak Chinczycy pochlanieci sa olimpiada. W kazdym miescie na kazdej ulicy sprzedaje sie koszulki ze znakiem olimpiady badz napisem "I love China", czy tez inne gadzety. Na ulicach porozwieszane sa flagi olimpijskie, a kazdy ubrany w olimpijkie koszulki nosi flagi i wykrzykuje w swoim pieknym jezyku "Go China".Podobnie bylo podczas pokazu ognia olimpijskiego.Chinczycy niemal wariowali, jednym tonem w jednym rytmie wyjrzykiwali hasla wsparcia i zadowolenia z okazji olimpiady.Czulo sie tu wielka jednosc tego narodu i szczescie z powodu olimpiady.Jak niewiele im potrzeba do szczescia:) Oczywysice nie obeszlo sie rowniez bez sesji fotograficznych ze mna czy nawet wywiadu:) Chinczycy uwielbiaja zdjecia z obcokrajowcami, podobnie jezeli chodzi o telewizje. Jak tylko zobaczyli mnie w tlumie podziwiajacych ogien zaraz znalazla sie grupka telewizyjna, ktora chciala przeprowadzic wywiad. Cale szczescie, ze mialam prywatnego tlumacza - Shun'a:) 5 minut pytan i odpowiedzi i zostalam slawna. Co ciekawe nawet nie spodziewalam sie, ze bedzie to gdzies pokazane, ale ku mojemu zaskoczeniu... nastepnego dnia pojechalismy do oddalonego o 120 km miasta Taiyuan, gdzie w swiatyni jedna z turystek rozpoznala mnie i powiedziala, ze widziala mnie wczoraj w telewizji.WOW... tak daleko, a zostalam slawna...ale mielismy z Shun'em ubaw:) A moze to kolejna profesja.. Pytanie tylko kto bedzie chcial ze mna przeprowadzac wywiady w Polsce:):) Tak minal nam czas w Pingyao. Niestety nastepnego dnia musielismy opuscic to miasto.Pociagiem udalismy sie do Taiyuan (13Y), gdzie zwiedzilismy slawna swiatynie Jinci Temple (dojazd autobusem 308; koszt 2.5Y; wstep 35Y ). Swiatynia zachwycila nas swoim urokiem, a myslalam, ze po tylu swiatyniach jakie odwiedzialam, jest juz to niemozliwe:) A jednak:) Byla inna.. szczegolnie rzad udekorowanych w czerwone kokardki posagow zwierzat, czy tez porozwieszane na drzewach czerwone tasmy, czy sam budynek swiatyni - stary, drewniany, z licznymi freskami. Super.
Przyszedl jednak czas opuscic Taiyuan. Autobusem udalismy sie do Datong (88Y).
Co ciekawe Datong przywitalo nas niezbyt milym doswidczeniem. Otoz przybylismy okolo 22giej na dworzec autobusowy Xinan Bus Station- oddalony od centrum jakies 5km. Bylo pozno wiec nie pozostawalo nam nic innego jak wziac taksowke. Jakims sposobem pojawil sie kolo nas mlody Chinczyk, ktory zaoferowal wspolna jazde w celu obnizenia kosztow. Zgodzilismy sie, bo dlaczego nie. Byl bardzo mily i przyjazny. Udal sie nawet wraz z nami do hotelu - Feitian Hotel (35Y/loznko) , gdzie zaproponowal nocleg w tym samym dormie. Dla mnie i dla Shuna wydalo sie to bardzo dziwne, zbyt przyjazny, dobrze znajacy miasto, bez bagazy..hmmmm... poprosilismy wiec o zmiane pokoju.. i co wtedy? Nasz chinski przyjaciel poprosil o zwrot pieniedzy na recepcji i opuscil hotel. Tym samym udowowdnil, ze nie przyjazn byla jego motywatorem.. Prawdopodobnie gdybysmy zostali w tym pokoju obudzilibysmy sie bez polowy rzeczy. Udalo sie jednak. To taka przestroga dla innych podorozujacych. Trzeba wiedziec komu zaufac:)
Nastepnego dnia rozpoczelismy zwiedzanie okloic Datong - Hanging Monastery, Yungang Caves i HengShan. Ale o tym w nowym poscie:)
pa pa

niedziela, 29 czerwca 2008

Klasztor Shaolin, gdzie zostalismy mistrzami kungfu... i slawetne groty Longmen z tysiacem posagow Buddy:)


Wizyta w Shaolin Temple!

Nowy mistrz kungfu - Xueshunup w roli Kungfu Panda:)

Brama prowadząca do krolestwa Shaolin:)

Shaolin to miejsce, gdzie tysiace mlodych Chinczykow cwiczy
kungfu...tak wygladaja ich codzienne zgrupowania:)

Przygotowany specjalnie dla turystow pokaz walki kungfu!









Załozciel klasztoru Shaolin i jego nowy uczen:)
A to juz nasza wersja kungfu:)


A to juz slawetna Shaolin Temple, w ktorej sklad wchodza: Pilu Pavilion, Guanyin Hall, czy tezArhat Hall:)



Obok walki oddalismy sie również medytacji..rozwoj duchowy w koncu musi towarzyszyc rozwojowi fizycznemu:)



Shun z nowym przyjacielem:)


Głowny olatrz w swiatyni



I jak go nie polubic:)











Oni ćwiczą, a ja pozostaje przy usmiechu:)

Kolejna lekcja siłowania:)




A to my - Shun i Drahnka u wejscia do Shaolin temple:)
W jednej z okolicznych swiatyn zgromadzono ogromna ilosca posagow mistrzow kungfu..dla nas bylo to miejsce improwizacji historii ich zycia:)
Ubaw na calego:)



Znany w calych Chinach - Pagoda's Forest







246 pagód i Drahanka w środku:)












Reklama chinskiej wody w sykonaniu Shun'a:)
Tym razem popoludniowe zgrupowanie w Shaolin:)





A to juz droga z Luoyang do Longmen Caves..przez pola ogorkowe:)

Pyszne sniadanko i pyszne chinskie bułki z nadzieniem:)

Okolica jaskin Longmen..wzgorza, rzeka..jednym slowem sielanka:)
A to juz Jaskinie Longmen - na dlogosci 1 km znajduje sie ponad 100 00 posagów Buddy, pochodzących z 6-7 wieku.










Ten Thousand Buddha Cave! Ponad 10 tysiecy posagow z panowania dynastii Tang (680 r n.e)


Drahanka w mętliku jaskiń:)
Lotus fower Cave! Jaskinia z 527 roku z wysokim posagiem buddy, nad ktorym na suficie rozposciera sie kwiat lotosu!

Shun jako zawodowy fotograf?!?... Nieee:)

A moze jako przewodnik?!?!... tez nie:):)






Acestor Workiship Temple z czasów panowania dynastii tang z najwiekszym 17-metrowym posągiem Buddy...
...no i dwa łobuzy u jego podnoża:)

Drahnka w swiatyni:0
Chyba niewiele mi brakuje, aby zostac jednym z nich:)















Widok na okolice z Longmen Caves:0


Czyzby nowe wcielenie Buddy?






A to juz Drahanka i jaskinie Longmen w calej okazalosci:)
















Drahanka i przyjaciele w Guanlin Temple:)

Zadanie - znajdz 10 szczegółow te zwierzaki:):)


Pierwsza reakcja pozytywna...
...potem jednak opanowalo nas przerazenie:)
Te zwierzeta, bedace mieszanka smoka i psa, sa nierozlacznym elementem swiatyni Guanlin, wybudowanej na cześć generala Guan Li z czasów Trzech Królestw w Chinach










A to juz centralna czesc swiatyni Guanlin!










Na dworcu kolejowym Luoyang, oczekujac na nocny pociag do Pingyao!




22 - 23.06.2008
Do Luoyang przybylismy nad ranem. Byla godzina piata wiec na drogach nie bylo ruchu, miasto nadal spowite bylo snem. Znalezienie noclegu nie zajelo nam wiele czasu, gdyz Xiamen International Youth Hostel znajduje sie 5 minut drogi od dworca kolejowego (35Y/lozko). Tutaj szybka kapiel, przepowakowanie bagazy i juz niebawem znalezlismy sie w pobliskiej knajpce na sniadaniu, gdzie specjalem byla zupa z makaronem wraz ze swoistymi paskami chleba (tzw.lao dan beef soup). Danie kosmiczne, ale podobno charakterystyczne dla tego rejonu:) - koszt 8Y. Potem z dworca zlapalismy autobus do swiatyni Shaolin, slawetnego miejsca treningow kungfu. Przejazd zajal nam ponad dwie godziny i nie pytajcie jakimi drogami jechalismy(koszt 17,5Y). Podobno na glowej drodze zawalil sie most, wiec na szybcika przygotowali droge przez pola, gdzie zdarzalo sie, ze autobus ledwo miescil sie pomiedzy jednym polem ze zbozem, a drugim z kukurydza:) To tez byla przygoda:) Jednak udalo sie. Dotarlismy do Shaolin okolo 10tej. Wstep jak zwykle powalajacy - 100Y. Spodziewalam sie, ze klasztor mnie rozczaruje (takie sa opinie na jego temat w internecie) ,jednak ku mojemu zaskoczeniu spedzilismy tam piekny dzien(moze to nie urok miejsca, a swietna zabawa z Shun'em i jego mile towarzystwo, niemniej wartoodwiedzic to miejsce) . Poczatkowo udalismy sie na pokaz kungfu, jaki odbywa sie w jednym z budynkow, gdzie slawetni mistrzowie kungfu zdradzaja tajniki sztuki walki swoim uczniom.Trzeba przyznac, ze sztuka walki jaka zaprezentowali nie da sie z niczym porownac. Ich ruchy, skoki i chocby widok pieknie wyrzezbionych cial adeptow kungfu sprawia, ze czlowiek przenosi sie do innej epoki:) Po tak pieknym pokazie zachcialo nam sie poprobowac wyskokow, czy charaktrystycznych chwytow.. jednak zapal to nie wszystko.. skonczylo sie jedynie na smiesznej sesji fotograficznej:) Potem zwiedzilimy juz sama swiatynie - Shaolin Temple. Jak kazda swiatynia w Chinach sklada sie na nia kompleks budynkow obejmujacych - Pilu Pavilion (z licznymi dolkami w podlodze, powstalymi w skutek dlugotrwalych treningow mistrzow kungfu), Guanyin Hall (z licznymi freskami, przedstawiajacymi walczacych mnichow), czy Arhat Hall. Po swiatyni przyszedl czas na kolejna atrakcje, jaka jest znany w calych Chinach Pagoda's Forest. Niesamowite miejsce skupiajace 246 pagod...co sie czuje, przemykajac miedzy wysokimi pagodami wzbijajacymi sie do nieba?? Ekscytacja, podniecenie, oczarowanie....to cos nowego na chinskich sciezkach:):) Drugiego takiego miejsca nie ma w Chinach:):) W okolicach klasztoru mozna rowniez wybrac sie w gorki.Przepiekne widoki rozposcieraja sie z Wuru Peak, czy tez Shaoasi Shan, jednak aby sie tam dostac trzeba skorzystac z dostepnych kolejek badz poswiecic pol dnia na wdrapanie sie na szczyty:) Nam jednak nie starczylo na to czasu, wiec pozostalismy w okolicach swiatyni, gdzie podziwialismy wodok cwiczacych uczniow kungfu. Niesamowite, bo byly ich tysiace, wszyscy ubrani w czerwone dresy, wysportowani, zdyscyplinowani i poswieceni sztuce walki:).
Do Luoyang wrocilismy zlapanym na drodze autobusem (tym razem koszt to 15Y). Wieczorkiem wybralismy sie na stare miasto w Luoyang. Co ciekawe nie jest ono rekomendowane przez LP,ani inny przewodnik,a chyba powinno, bo zaskakuje swoim pieknem i klimatem. Obronne mury, waskie uliczkie z malutkimi kramikami z jedzeniem. Pieknie:):)
Nastepnego dnia wybralismy sie w najslawniejsze miejsce w okolicach Luoyang - Longmen Caves (wstep 80Y). Wczesniej jednak typowo chinskie sniadanko. Dzieki Shun'owi poznaje zwyczaje Chinczykow, jak i lokalne przysmaki. Co sie jada na sniadanie w Chinach? Otoz zazwyczaj biale bulki z nadzieniem miesnym podawane w bambusowych "koszykach" (sa pyszne!!), do tego jajka na twardo gotowane w herbacie (to przysmak w calych Chinach), jak i swoista zupka, ktora sie popija zjedzone przysmaki (jak ona smakuje ciezko powiedziec, bo za kazdym razem jest leciutko inna; wielokrotnie nie smakuje wogole, tzn jest to woda, w ktorej gotuje sie bulki badz makaron, przyprawiona leciutko, badz tez wcale:) Ciekawe, bo u nas wszystkie wywary w jakich gotuje sie cokolwiek laduja w zlewie.. tu nic sie nie marnuje:) Mysle, ze po powrocie koszty mojego wyzywienia znacznie zmaleja, bo bede pochlaniac wszystko co sie da:):)
Po pysznym sniadanku na ulicy zlapalismy autobus 81 ktory dowiozl nas pod same groty Longmen (1,5Y). Wstep do kompleksu to koszt 80Y. Groty uznane zostaly przez Unesco za dziedzictwo kulturowe i nic dziwnego, bo powalaja swoim ogromem i wielkoscia pracy wlozona w ich wykonanie. Na dlugosci okolo jednego kilometra znajduje sie 100 000 posagow Buddy, pochodzacych z 6-7 wieku. Wiele z posagow jest zniszczonych, szczegolnie twarze Buddy, ktore ucierpialy w czasach rewolucji kulturalnej. Niemniej powalaja swoim pieknem. Najpiekniejsze jaskinie to: Three Binyng Cave (z posagami pochodzacymi z dynastii Wei, Siu i Tang), Ten Thousand Buddha Cave (posagi wyrzezbione za panowania dynastii Tang - 680 rok n.e., jest ich ponad 10 tysiecy.. wszystkie sciany jaskini kryja w sobie male posagi Buddy, gdzie w centralnym miejscu znajduje sie wielki posag Bussy Amitabha), Lotus FlowerCave (z 527 roku, z wielkim stojacym Budda, niestety bez twarzy, nad ktorym na suficie rozposciera sie przepiekny kwiat lotosu), Acestor Workship Temple (z czasow panowania dynastii Tang z najwiekszym 17-metrowym posagiem Buddy wraz z licznymi posagami po obu stronach swiatyni. To miejsce robi najwieksze wrazenie:) Oczywiscie tutaj nie obeszlo sie bez zwariowanej sesji fotograficznej z moim i Shun'a udzialem. Przeciez obok powaznego zwiedzania potrzebna jest rowniez rozrywka:) Oby tylko Budda nas nie ukaral za wszystkie zwariowane pomysly z jego udzialem:):) Przepraszamy Buddo:)).
Po przepieknych jaskiniach Longmen zlapalismy autobus 81 i udalismy sie do pobliskiej swiatyni Guanlin Temple (wstep 35Y). Swiatynia ta jest miejscem pochowku legendarnego generala Guan Li z czasow Trzech Krolestw w Chinach (220-265). Jest przepiekna, szczegolnie ze prowadzi do niej rzad, wystrojonych w czerwone, modlitewne kokardki, posagow zwierzat, przypominajacych swoim ksztaltem mieszanke smoka i psa.
Potem szybki powrot do miasta, jedzonko na ulicy (tym razem smazony makaron z jajkami i warzywami,a na dodatek bardzo ostra zupka a makaronem) i biegiem na kolejny pociag... tym razem do Pingyao (hard sleeper -koszt 99Y).