niedziela, 5 października 2008

Delhi i przyjaciele!

29.09-8.10.2008
To zarowno dla mnie jak i dla otoczenia pelne zaskoczenie, ze wyladowalam w Delhi:)
Plan zakladal odwiedziny w Leh, badz Uttaranchal...jednak szybka zamiana decyzji na dworcu w Manali i bilet wykupiony do stolicy Indii. Jednak aby nie bylo nudno wykupilam bilet na autobus lokalny. Spytacie czy obcokrajowcy takimi podrozuja?? ... no coz... chyba tylko, gdy sa tacy zwariowani jak ja:) Zazwyczaj dla wygody ciala i ducha przemierzaja dlugie dystanse w komfortowych autobusach Volvo z klimatyzacja...ale to nie Drahanka:) Bilet z Manali do Delhi za 405 rupii i usmiech na twarzy... kolejna przygoda przede mna:)
Najpierw zaczelo sie od pierwszej gumy... juz w okolicach Kullu godzinny postoj na poboczu, ale to nie koniec.. kolejna guma okolo 2-giej w nocy... poza tym maksymalna trzesawka, niewygoda i zatrzymywanie sie co 15 minut (w Indiach nie ma przystankow, autobus zatrzymuje sie na kazde zawolanie pasazera:); to sie nazywa dostosowanie do potrzeb ludu:):):) Nie powiem, ze przedluza to wyprawe, ale coz... takie sa uroki indyjskiego podrozowania:)
Moimi towarzyszami w tej 16-godzinnej podrozy byli dwaj sympatyczni Nepalczycy i konduktor, ktory na kazdym postoju serwowal mi posilek i chai:)
Do Delhi doejchalismy okolo 9-tej rano... brudna, zemczona i odurzona upalem jaki panuje o tej porze w stolicy (po gorskich klimatach odwyklam od takiej duchoty:) Udalam sie wraz z Manu do South Delhi, gdzie miesci sie jego mieszkanie. Tu tez spedzilam kilka dni, ktore pozwolily mi poznac co znaczy zycie w stolicy. Wizyty w parkach (Green Park, Gate of India), kinach (ogladalismy "Kidnap", "Drona" - aktualne kinowe hity), smakowanie lokalnych potraw w najbardziej znanych restauracjach Delhi (Delhi Haat), zakupy... Jednak to nie koniec.. moj czas spedzialam glownie z kochanym Manu, ale rowniez z ukochana dwojka przyjaciol - Ram'em i Kavita. To u nich ugotowalam moj pierwszy indyjski obiad (warzywa i chapati, chai), to u nich pierwszy raz w zyciu przymierzylam saree.. Bylo to dla mnie historyczne doswiadczenie!!! Mysle, ze kazda kobieta powinna to uczynic....biorac pod uwage, ze ostatnie miesiace spedzilam biegajac w wytartych spodniach i T-shirt'ach... po raz pierwszy od tak dawna poczulam sie kobieta... i uwielbiam to uczucie. Chyba nie ma piekniejszego stroju niz saree:):)
Jedno juz jest moja wlasnoscia.. wiec Polsko badz gotowa.. Drahanka w saree nadchodzi:)
Dodatkowo pierwszy raz zrobilam sobie na rekach "mehandi" – to malowane henna wzory. Spodobalo mi sie to od poczatku. Glowna okazja kiedy wszystkie kobiety upiekszaja sie mehandi sa sluby, ale i inne festivale (np. z modlitwa o dlugie zycie meza w listopadzie). W przypadku slubu mehandi robione jest na rekach i nogach panny mlodej, ale co ciekawsze rowniez na dloniach panna mlodego:). Henna utrzymuje sie ponad dwa tygodnie, wiec jak widac mlode pary nie sa w tanie zamaskowac swojego malzenskiego statusu:):).
Oprocz takich atrakcji staralam sie rowniez nieco zwiedzac. Tu moim towarzyszem byl Manu. Zwiedzilismy Czerwony Fort (Red Fort – Lal Qila), ktory jest na liscie Unesco. Poza tym Jama Masjid, muzulmanska swiatynie, gdzie przy wejsciu klocilam sie z obsluga z powodu oplaty za aparat (wszyscy robia zdjecia, ale tylko obcokrajowcy musza placic za to 200 rupii). Ktorejs niedzieli udalismy sie do Qutb Minar, z przepiekna Wieza Zwyciestwa. Tu spotkalismy pare Polakow, ktorzy zainteresowali sie moim mehandi. Z tym spotkaniem wiaze sie ciekawa historia. Otoz po powrocie do Polski w sportowym sklepie Decathlon we Wroclawiu spotkalismy wraz z Manu ta sama pare:). Swiat jak widac jest naprawde maly.
Z innych atrakcji bliska stala mi sie rowniez Gate of India. Bylam tam kilka razy, podziwiajac symbol niepodleglosci kraju. Podczas jednego ze spacerow w jej okolicach poznalam Gaurav’a, ktory do konca mojego pobytu w Indiach pozostawal ze mna w kontakcie:)
Czas w Delhi byl interesujacy, ale nadszedl moment, gdy moj zew natury wezwal mnie do drogi.!! Niestety Manu nie mogl jechac ze mna… wyruszylam wiec z trase sama.
Drahanka wraca na tory podrozy:)

Jestem w Delhi:)

Kullu - oaza spokoju i Manali - swiat dla zwariowanych!

26-27.09.2008
Droga do Kullu to 8 godzin spedzonych na przednim siedzeniu lokalnego autobusu (206 rupi). To prawda, ze krajobrazy za oknem uprzyjemnialy przejazdzke, jednak niewygodne siedzenie, tysiace ludzi w autobusie, olbrzymie wertepy, ktore nie pozwalaja ci zapomniec o najwrazliwszych czesciach twego ciala:)... tak.. to ciekawe wspomnienia:). Najbardziej podobala mi sie droga z Mandi do Kullu (gory wokolo i kanion zapieraly dech w piersiach). Niestety ta czesc przemierzylismy o zmroku, wiec nie bylo szans na zdjecia czy pelny zachwyt. Kullu to male miasteczko polozone w dolinie Kullu z przepieknymi gorkami w okolicach. Nocleg znalazlam w przydworcowym guesthous'ie - Bhawani GH (150 rupii/pokoj). Poniewaz byla juz pozna pora, a cale miasteczko zasnute bylo ciemnoscia... zdazylam jedynie zjesc pyszna kolacje w okolicznej dhaba'ie i pospacerowac po waskich uliczkach Kullu.
Kolejnego dnia nie pozwolilam sobie jednak na dlugie leniuchowanie..wczesna pobudka, najpierw odwiedziny w jednej swiatyni - Raghunat Temple, a potem 2-godzinna wspinaczka do odleglej o 3km wioski Bhekhli ze znana swiatynia Bhekhli Temple. Slonce grzalo, pot sciekal z czola, ale wysilek byl wart zachodu:) Widoki z wiercholka na doline Kullu i pieknie polozone miasteczko zapieraly dech w piersiach.. az nie chcialo sie stad wyjezdzac...
Niestety popoludniu musialam zlapac autobus do Manali, gdzie czekal na mnie upragniony bagaz z czystymi ciuszkami:):) Nie powiem, ze istniala mala obawa, ze bagazu nie bedzie.. przeciez zostawilam go ponad miesiac temu.. ale na szczescie los mi sprzyja. Po dotarciu do Old Manali i Manu GH dostalam swoj wyczekiwany plecak:):)
W Manali nie zostalam jednak dlugo, bo niemal dwa miesiace temu spedzilam tu piec dni, wiec byl to swoisty przerywnik, wymuszony przez bagaze:) Pytanie jednak gdzie jechac dalej.. do Leh (wczoraj otworzyli Kunzum Pass, wiec mozna sie tam dostac autobusem; od ponad dwoch tygodni droga byla zablokowana z powodu obfitych opadow sniegu, kilka osob nawet zginelo.. teraz jednak zostala otwarta; pojawia sie jadnak pytanie czy niebawem jej nie zamkna.. i co wtedy?? zostane na cala zime w Leh.. haha.. to bylaby przygoda:). Drugim wariantem jest Uttaranchal.. tu tez czekaja na mnie gorki.. hmmm. trudny wybor, wiec co zrobi Drahanka.. pojdzie na dworzec i pierwszy autobus jaki pojawi sie w ktoryms z tych kierunkow, bedzie jej docelowym srodkiem transportu. Tym sposobem drzwi na polnoc i na poludnie otwarte.. wszystko zalezy od zbieznosci losu:):) Autobusiku nadjezdzaj!!!