sobota, 31 maja 2008

Chongqing - drapacze chmur, trzypoziomowe drogi i tysiace autobusow



























20.05- 24.05.2008
Po czterech godzinach jazdy dojechalismy do Chongqing. Wysadzili nas na wielkim skrzyzowaniu. Musielisbyscie zobaczyc moje oczy i zdziwienie, gdy opuscilam autobus. Skrzyzowanie bylo trzypoziomowe, trzy poziomy drog, a ja nie wiem gdzie jestem. Wokolo olbrzymie wiezowece i nic wiecej. Upsss.. a ja nie ma dobrej mapy tego miasta, jest godzina 22.15, ciemno, nic nie widac. Oczywiscie taksowkarze potwierdzili, ze nie dostane sie do hostelu Perfect Time Youth Hostel (25Y/lozko) autobusem, bo juz nic nie jezdzi. Jednak ja sie nie poddalam. Spotkalam kolejne dobre duszyczki, ktore studiuja nieopodal hostelu i razem wzielismy najpierw autobus (1Y), potem taksowke i po pol godzinie jazdy dotalismy na miejsce. Hostel zlokalizowany jest w dzielnicy Ciqikou, oddalonej o pol godziny jazdy autobusem od samego centrum. Polecam go bez wahania. Miesci sie w centrum starowki Ciqikou, wsrod waskich brukowanych uliczek z kramami, malych drewanianych domkow (cos na ksztalt malego Lijiang). W LP niby jest to opisane, ale bez wiekszego entuzjazmu, a ja jestem zachwycona tym miejscem. Nie ma tu wielu atrakcji, ale zawsze warto zajrzec, aby popodziwiac widoki:) Pierwszego dnia musialam nieco odpoczac po nieprzespanych dwoch nocach. Zwiedzialam wiec starowke, a potem autobusem 261 (3Y) pojechalam do centrum. Tu przywitaly mnie ogromne mosty, olbrzymie wiezowce i tysiace ludzi na ulicach. Glownym placem w miescie jest Jiefangbei z wieza "Liberation Monument" w samym centrum. Czlowiek stojac w tym miejscu czuje sie jak mrowka, wszystko dookola takie wielkie, wokolo chinskie stado mrowek. Istne mrowisko:):) No coz. Zostalam jedna z nich. Szkoda tylko, ze przerastam ich wzrostem. Moze zostane ich krolowa, przeciez ta jest zawsze najwieksza:) To by pasowalo:) hihihi...Krolowa Iwona.. hihihi...
Poszwedalam sie wiec miedzy wiezowcami, a potem poszlam do portu Chaotianmen Dock. Tu widoki byly przepiekne. Wokolo rzeki Jaling River i Yangtze River schodzace sie w tym samym miejscu. Zadko ktore miasto posiada takie polaczenie:) Do tego wielkie oswietlone wiezowce wokolo i swiatla odbijajac sie w wodzie. Czego wiecej zapragnac:):)
Problem pojawil sie tylko jak trzeba bylo wracac, jak tu znalezc autobus w tym pomieszaniu z poplataniem. Zajelo mi to pol godziny i schodzilam pol miasta, ale udalo sie:):)
Tego dnia zasmucialam sie bardzo, bo zaplanowalam rejs po rzece Jangcy nastepnego dnia. Niestety wszystkie zostaly odwolane, bo wprowadzono oficjalana kontrole wszystkich lodzi. Tym sposobem przez trzy dni zadne statki nie opuszcza portu. Tak wlasnie zostalam tu usidlona na ten czas. A co tu robic?? Jedne dzien jest ok, ale co dalej... chyba ostane myslicielem i odpoczne za wszeczasy:) Pojawilo sie pytanie, czy by nie odpuscic tej atrakcji, ale boje sie, ze jak nie teraz to juz nigdy. Za rok w 2009 rejsy beda niedostepne, wiec to chyba jedyna okazja. Trzeba wiec czekac
Nastepnego dnia wybralam sie sama do odleglego o 160km Dazu z buddystycznymi rzezbami (Baoding Shan). Nie bylo to latwe, aby sie tam dostac, ale sie udalo. Oczywiscie wszyscy wykupuja wycieszki (240Y), ale ja lubie niezaleznosc i wszystkie przygody po drodze. Wzielam wiec autobus 503 na dworzec, tam kupilam bilet do Dazu (50Y) i po dwoch godzianch jazdy dotarlam do miasta. Tu jednak juz nie bylo tak latwo. Wydaje sie, ze ludzie nie widzieli tu turystow, wiec poza ciagla obserwacja nie byli w stanie mi pomoc. Ale spotkalam milego dziadka, ktory zaprowadzil mnie na kolejny dworzec, tu wykupilam bilet za 4 Y nie wiem dokad (dziadek wytlumaczyl gdzie chce jechac, pani dala bilet i na tym sie skonczylo, ale czy tam dotre?? oto jest pytanie:). Wsiadlam do busa, przejechalismy 5 minut, a tu nispodzianka. Kazali wysiasc i przesiasc sie do kolejnego, tym razem zapchanego lokalnymi. Jechalam wiec z dzieciaczkami, koszami zieleniny, motykami i grupa rolnikow jadacych na pole. Wyobrazcie sobie ich zdziwienie. Ja w srodku, razem znimi.. Co ja tu robie??.. Jestem na pewno z kosmosu:) I wlasnie tak sie czualam:):) Po 20 minutach dojechalismy do Boading Shan. Deszcz lal niemilosiernie, wiec nie obylo sie bez zakupu parasola, bo na taka okazje nie bylam przygotowana (10Y).
Potem zakup biletu (80Y) i moi oczom ukazaly sie przecudne rzezby Boading Shan. Pochodza z 1179 - 1249 roku, wszystkie zostaly wykute w skale przez te sama osobe. Oczywiscie wszystkie maja znaczenie religijne i mozna opowiadac tysiace historii i znaczen kazdej z rzezb. Dla mnie byl to genialny zbior rzezb zgromadzonych w tym samym miejscu. Nie dziwie sie ze Unesco uznalo je za skarb dziedzictawa kulturowego. Po dwoch godzinach zwiedzania wsiadlam do lokalnego busiaka. Kolejna arakcja... 30 par oczu skupionych na mnie, dzieciaczki usadzane na moich kolanach, okrzyki na moja czesc. To atrakcje z drogi powrotnej, za cale 2.5Y:):) Po dojezdzie do Dazu, obiadek -zupka w przyulicznym barze - 4Y,a potem powrot autobusem do Chongqing (43Y). Szkoda tylko, ze i tym razem wysadzili mnie znow nie wiadomo gdzie. Po dwoch zmianach autobusow dotarlam jednak do hotelu:):) Takie miasta chyba mnie przeastaja, mimo ze czulam sie mistrzem orientacji:):)
Nastepnego dnia wybralam sie na typowa sichuanska opere (wstep 5Y). To bylo dopiero przezycie:):) Aktorami byli wiekowi staruszkowie, ich srednia wieku na pewno miescila sie w granicach 60-70 lat:) Tak tak.... wydawalo sie, ze ledwo trzymaja sie na nogach, a ilosc makijazu na ich twarzach mozna oszacowac w kilogramach. Moze to nie kwestia wieku, ze ledwo trzymali sie na swych malych stopkach, ale powodem byl zbyt wielki ciezar ich pudru do twarzy i innych upiekszajacych specyfikow:) Co o tym sadzicie??:( Ale powaznie. Mieli przepiekne kolorowe stroje, typowe chinskie wzory, na twarzach bialy make up, na glowie peruki, liczne ozdoby, szpilki we wlosach. Mezczyzni z kolei dlugie tuniki, przepasane pasami. A co jezeli chodzi o spiew.. hmm.. no ciekawy. Przypominal troche wycie do ksiezyca, ale po pol godzinie czlowiek sie przyzwyczail:):):) Sama opera w Chinach trwa wiecznosc - kilka godzin, co jakies pol godziny sceny sie zmieniaja, wychodza nowi aktorzy, ktorzy improwizuja przez kolejne 30 minut. Wokolo siedza sami dziadkowie, pipijajac herbate i palac paierosy. Oczywiscie na takie widowiska nie uczeszczaja mlodzi Chinczycy, ta rozrywka zarezerwowana jest tylko dla wiekowych. Mlodzi w tym czasie wariuja po klubach:) Niemniej dla mnie bylo to ciekawe doswiadczenie. Nasuwa sie jednak pytanie kto jest na tyle cierpliwy, aby wytrzymac calosc:):) Moze ktos zglosi sie na ochotnika? Ja po dwoch i pol godzinie poddalam sie:):) Ale na pewno polecam to przedstawienie. Jest charakterystyczne tylko dla Chin:)
kolejne wiesci z rejsu po Jangcy.

Brak komentarzy: