niedziela, 27 lipca 2008

Hohhot - mialo byc tak pieknie biegajac po najbardziej znanym Grassland'zie


















































9 - 15.07.2008
Skad ten tytul spytacie... Ahhh.. trzeba przyznac, ze Hohhot w Mongolli Wewnetrznej nie byl dla mnie tak szczescliwy jak sie spodziewalam. Nie zwiedzilam tego co chcialam, ale obok problemow doznalam prawdziwego chinskiego zycia i zdobylam nowzch przyjaciol:)
Do Hohhot dojechalam o 3-ciej w nocy. Poniewaz nie zabukowalam hotelu na ta noc, nie pozostalo mi nic innego jak tylko przeczekac dwie godziny do rana, tak aby potem zjawic sie w hotelu. Zamiast siedziec w jednym miejscu wpadlam na lepszy pomysl. Hotel - Binyue International Hostel, oddalony jest o jakas godzine spacerkiem od stacji.. wpadlam wiec na pomysl, dlaczegoby nie przespacerowac sie do niego.. hihi... (jak sie jednak okazalo moja internetowa rezerwacja zostala odrzucona, gdyz hotel na ten dzien byl pelny.. zostalam wiec bez noclegu... ale to nie byl najwiekszy problem tego dnia). Z dworca powedrowalam wiec o 4tej nad ranem z dwoma plecakami w strone hotelu. Nie powiem, ze byla to swoista atrakcja dla wszystkich napotkanych po dodze osob. Turystka z dwoma wielkimi plecakami, podazajaca samotnie o 4tej nad ranem po ulicach Hohhot. Tak to ja.. Drahanka:):)
Moja osoba byla rowniez zaskoczeniem dla policjanta przechadzajacego sie w ramach sluzby po ulicach i pilnujacego porzadku. Gdy mnie zobaczyl nie pozwolil mi odejsc.. niewyobrazalne bylo dla niego spacerowanie o tej potrze przez obcokrajowaca, a tym bardziej dziewczyne. Staral sie mnie przekonac, abym wziela taksowke. Po licznych nieudanych probach przekonywania sam zlapal taksowke i probowal mnie przekonac do wspolnej jazdy do hotelu. Ale i tym razem jego wysilki poszly na marne:) Nie pozostalo mu wiec nic innego jak towarzyszyc mi do hotelu spacerkiem, mimo ze tego nie chcialam. Byl na tyle kochany, ze wzial nawet moj 20kilogramowy plecak, wiec mozecie sobie wyobrazic jakie zaskoczenie wywolywal nasz wodok.. Polska turystka i maly policjany dzwigajacy olbrzymi plecack o 5tej nad ranem:):) Niemniej bylo to niesamowicie mile, ze tak sie o mnie troszczyl:) Szczegolnie, ze nie mowil ani slowa po angielsku, wiec pozostala nam tylko mowa niewerbalna:)
Na ten dzien najwazniejsza rzecza byla dla mnie wizyta w miejscowym PSB, gdzie chcialam zlozyc aplikacje o przedluzenie wizy. Jednak w hotelu nie byli w stanie powiedziec nawet gdzie jest glowna siedziba PSB. Nie pozostalo mi nic innego jak poszukac na wlasna reke na internecie. Mysle, ze to przeznaczenie, ze moj kochany towarzysz policjant zabral mnie wlasnie do tej kafejki... tu bowiem spotkalam dobra duszuczke, z ktora spedzilamkolejen szec dni:) Wczesniej jednak zaskoczeniem dla mnie byla ilosc osob obecnych o 6tej rano na internecie. Kafejka byla pelna. Jak sie okazalo to ulubione zajecie Chinczykow, nocne granie we wszelkkiego rodzaju gry internetowe.Tu moje drogi spotkaly sie z Wang Xing (Chinka o angielskim imieniu Natalie). Okazala sie moim zbawieniem przez kolejne trzy dni. Zaczelo sie od tego ze pomogla mi znalezc na internecie siedzibe PSB, potem po wypelnieniu dokumentow pojechala ze mna do siedziby oddalonej o jakies 10 km od miasta. To miejsce stalo sie moja wyrocznia i zarazem pieklem.... cale szczescie, ze Natalie towarzyszyla mi w tym miejscu, bo oczywiscie nikt nie mowil tu po angielsku(:(..a pomoc okazala sie niezbedna. Gdy przybylam do PSB zostalam poinformowana, ze nie mam szans na drugie przedluzenie mojej wizy. Podobno w calych Chinach jest zasada, ze mozna przedluzyc tylko raz na 30 dni (co jest calkowicie sprzeczne z informacjami jakie dopstalam w PSB w Xian). Zalamalam sie, bo moj lot do Indii zabukowany jest na 29.07 i brakowalo mi dwoch tygodni, nie moglam wiec wczesniej opuscic Chin... musialam dostac dwa tygodnie przedluzenia....Zalamana wraz z Natalia udalam sie do innego urzedu na drugim koncu Hohhot, gdzie po dwoch godzinach rozmowy i przekonywania glownego oficera PSB w Hohhot, dostalam zezwolenie na wize, ale po spelnneiu kilku warunkow.. Odetchnelam.. ale tylko na chwile. Jak sie okazalo kolejnym problemem bylo udowodnienie posiadanych zasobow pienieznych. Zazadali 100 dolarow na kazdy dzien mojego pobytu w Chinach, co razem dawalo sume 2000$. Poczatkowo wydawalo sie to latwe, ale w rzeczywistosci nie bylo. Po powrocie do PSB jeden z niemilych urzednickow poinformowal mnie, ze nie akceptuja wydrukow z polskiego banku, jedynym rozwiazaniem jest zalozenie rachunku w chinskim banku. Tu jednak wchodzily w grekoszty takich przelewow z Polski, jak i czas trwania ich trwania... a czasu nie mialam, bo przeciez wiza konczyla sie za 5 dni:( Jak nie zdaze jej przedluzyc mam 4 dni na opuszczenie Chin.. jak? kiedy? ktoredy?? masakra...)
Kolejnym problemem bylo potwierdzenie zameldowania w jednym z hoteli. PSB zazadalo jednak zaswiadczenia z hotelu, ktory ma prawo do udzielania noclegu obcokrajowcom..wraz z Natalie szukalysmy dwie godziny, wszystkie hotele posiadajace takie prawo byly pelne.. Masakra.. Dlaczego mnie to spotyka, rozwiaze jedn problem, wydaje sie ze juz nic sie nie moze zdarzyc, a tu zaraz pojawia sie kolejny:(. W koncu jako ostatni sprawdzilysmy hotel przy dworcu.. i udalo sie. Cena byla wygorowana - 100Y za pokoj, jednak nie mialam wyjscia. Nastepnego dnia przenioslam sie do wspomnianego wczesniej Binyue International, gdzie dostalam lozko za 40Y, a warunki zaskakiwaly swoja wysoka jakoscia. Tego dnia padniete wraz z Natalia udalysmy sie juz jedynie na pyszne jedzonko, charakterystyczne dla tego rejonu - zupa z kapusty i z miesem (cos na ksztalt naszego kapusniaka, ale z calkowicie innym smakiem:), jak i miesko, mocno przyprawione z marchweka i groszkiem:). To byl zalamujacy i bardzoi cieki dzien...ale jakos go przezylam.. oby kolejny byl lepszy!
Nastepnego dnia (10.07) kolejne wizyty w urzedach. Tym razem zakladnie rachunku w banku. Jak sie okazalo nie jest to bardzo skomplikowane i kazdy obcokrajowiec na podstawie paszportu moze zalozyc konto oszczednosciowe w 10 minut. Trzeba tylko znac chinski, aby sie dogadac, badz poszukac prywatnego tlumacza. Moim zbawieniem byla Natalie:) Udalo sie zalozyc rachunek. Pozostalo wiec pytanie skad wziac pieniadze. Przelew z polskiego banku zajalby trzy robocze dni, a tyle czasu nie mialam, do tego powalajace koszty prowizji... co tu robic?!?!? NA moje szczescie na mojej drodze pojawila sie kolejna dobra duszyczka- Marzena z Shanghaju, kolezanka ktora poznalam 5 miesicy temu z Honkongu. Nstepnego dnia przelala mi na konto 10 000Y, wiec biorac dodatkowo wszystkie oszczednosci i gotowke jaka wplacilam na konto.. mialam papierek wymagany przez PSB. Ufff... moze sie uda?!?! Tego dnia odwiedzilysmy jeszcze trzykrotnie pobliska placowke policji, gdzie potrzebowalam jedna pieczatke na zaswiadczeniu zameldowania w hotelu. Gdy zjawilysmy sie tam rano policjant odpowiedzialny w tym obszarze spal, kazano wrocic po dwoch godzinach. Gdy zjawilysmy sie o wskazanej porze, okazalo sie ze gdzies wyjechal. Kazali wrocic o 14tej.. ahhhh.. te chinskie urzedy. Przy trzecim podejsciu dostalam jednak co potrzebowalam. Pytanie tylko czy zawsze to dziala w ten sposob:)
W koncu jednak w piatek po dowch dniach biegania po wszystkich mozliwych urzedach udalo mi sie zebrac wszystkie dokumenty. Rano zlozylam wymagane papierki w PSB. Oczywiscie nie obeszlo sie bez kolejnych komplikacji takich jak zaskoczenie urzednikow PSB, ze polscy turysci nie placa za wize i jej przedluzenie. Pojawil sie wiec problem jak to ujac w systemie. Kolejna godzina niepewnosci co oni wykombinuja...ale udalo sie. Kazali wrocic popoludniu z paszportem. Ufff... odetchnelam. W nagrode wraz z Natalia udalysymy sie na pyszny obiad.. dzis specjalem byly dumplings (chinski specjal):) Mniami::):) O 17tej odebralysmy paszport z wiza.. a ja wykonczona cala sytuacja udalam sie na dworzec, aby zakupic bilet na przyszly tydzien. Nie moglam opuscic Hohhot przed weekendem, bo musialam jeszcze zamknac rachunek i przelac pieniadze spowrotem do Shanghaju. Weekend planowalam wiec zostac w Hohohot wybierajac sie do slawetnego Grasslandu. Natalie znalazla jednak inna alternatywe. Pomimo wszystkich klopotow i trzech dni biegania, od rana do wieczora, nadal miala ochote ze mna przebywac.. zaposila mnie do siebie do domu, do wioski oddalonej o 4 godziny drogi pociagiem od Hohhot. Ze wzgledu na moje problemy przesunela swoj wyjazd do domu o kilka dni (czyz nie jest kochana!!!). A teraz gdy wszystko skonczylo sie sukcesem zaproponowala bym pojechala z nia:)WOW. Mialam wiec do wyboru.. Grassland badz wizyta na chinskiej wiosce:) Chyba wiecie co Drahanka wybrala... oczywiscie typowo chinskie zycie:):) Udalo mi sie wiec kupic bilet na ten sam pociag co Natalie na sobote (12.07). Wyjezdzalysmy o 12tej. Udalo nam sie kupic seatery i cale szczescie, bo tak zapchanego pociagu jeszcze nie widzialam. Cale szczescie Natelie spoitkala kolezanke, ktora byla w tym samym przedziale co ja.. inaczej nie wiedzialbym gdzie wysiasc:) Dodam ze kolezanka byla chyba najpiekniejsza Chinka jaka widzialam.Miala niesamowite skosne oczy, do tego zewnetrzene ich kaciki byly bardzo podniesione do gory. WOW.. takich oczu jeszcze nie widzialam:) Ja bylam zachwycona, ale jak spytalam innych, szczegolnie chlopcow, co sadza o jej oczach, wszyscy odpowiedzieli chorem, ze sa okropne. Tu wyszla olbrzymia roznica gustow miedzy Chinczykami, a mna Europejka:) Zawsze gdy mowie, ze ktos jest piekny, przystojny, Chinczycy calkowicie neguja moj wybor:) Ha ha... czyzbym miala inny gust?:)
Na dworcu czekali juz na nas brat Natalie - Wang Bin i jego przyjaciel Wszyscy razem udalismy sie na przepyszny obiad podawany w typowo mongolski sposob. WOW. To bylo super. Wszystkie dodatki, mieso warzywa smarzylo sie na patelni przypominajacej swoim ksztaltem mongolskie nakrycie glowy. Jest to pozostalosc z dawnych czasow, gdy Mongolowie wyruszali na grassland. Nie mieli specjalnychh garnkow, patelni, uzywali wiec nakryc glowy do przygotowania posilku.. super.. czegos takiego jeszcze nie widzialam. A biorac pod uwage, ze samo jedzonko bylo przepyszne.!!!:) ... wrazenia niezapomniane:) Po pysznym jedzonku pojechalismy do domu na pobliska wioske. Ale super.. niemal jak na moich kochanych Zernikach. Typowo chinska wioska i typowo chinski domek.. nawet z toaleta na srodku wioski..tak tak... jest jedna toaleta dla calej wioski. To tak w ramach integracji:) Poza tym ceglane domki, jeden przy drugim, wokolo plantacje ogorkow, slonecznikow.. wow.. juz stesknilam sie za takim normalnym zyciem:). Tego wieczoru spedzislimy czas w domu wraz z kochana mama Natalie i jej bratem. Ile smiechu bylo razem.. ahhh.. piekne chwile. Do tego pyszny posilek przygotowany specjalnie dla mnie. Chinczycy zaskakuja mnie swoja goscinnoscia:)
Nastepnego dnia leniuchowalismy z samego rana. Nie chcialo nam sie nawet wstac, a ze spalismy wszyscy w jednym pokoju nie moglismy sie oprzec wyglupom:) Ogromne przepyszne sniadanie.. mniam (najbardziej smakowala mi zupka ryzowa, moje ukochane biale bulki z odrobina oleju i salatka z ogorkow - cos na ksztalt naszej mizerii, ale znacznie lepsza:). Potem w ramach odwdzieczenia zabralam wszystkich na lody. Dla Natalie mamy bylo to pierwsze takie doswiadczenie w zyciu. Nigdy wczesniej nie byla w kafejce. Natalie i jej brat pochadza z biednej rodziny, wiec nie bylo mozliwosci korzystania z takich rarytasow rowniez przez mame. Jaka radosc wysowalo we mnie jej wzruszenie, gdy mogla jesc pierwsze lody w jej zyciu w takim miejscu:) Czulam, ze zapamieta ta chwile i to byla dla mnie najwazniejsze.. tak jak ja zapamietam te dni spedzone z nimi, niemal jak czlonek rodziny, spiac z tym samym lozku, jedzac przy jednym stole. Uwielbiam takie doswiadczenia, bo wlasnie wtedy wiem co znaczy chinskie zycie.. a nie tylko zwiedzanie:)
Wang Xing.. Dziekuje za wszytko co dla mnie zrobilas i ze pojawilas sie w moim zyciu:):)
Popoludnie spedzilismy z Natalie, jej bratem i przyjaciolmi. Zajmowalismy sie wynajeciem i posprzataniem domu jej brata.... takie normalne zycie.. cos czego pragnelam. To byl pieny dzien...ahhh.. juz tesknie za nimi. A spedzilam z nimi tylko trzy dni. Poczatkowo zaplanowalam, ze wroce do Hohhot w niedziele wieczorem, a w poniedzialek udam sie na grassland.. ale bylo mi u nich tak dobrze, poza tym oni tez nalegali, ze postanowilam wrocic nastepnego dnia. Grassland poczeka do mojej kolejnej wizyty w Chinach:) Czas spedzony z moja chinska rodzinka byl dla mnie wazniejszy:)
Nastepnego dnia przyszedl czas pozegniania. Po pysznym sniadanku wraz z Natalie i jej bratem pobieglismy na dworzec. Natalie zostawala w wiosce, ale Wang Bin postanowil mi towarzyszyc i wracal ze mna do Hohhot:) W pociagu oczywiscie atrakcja... turystka w takim miejscu.. wow.. Wang Bin (znalazlam mu przezwisko Mobileholic, bo nie mogl zyc bez telefonu) mial wiec zadanie... Przez 4 godziny jazdy do Hohhot bawil sie w tlumacza:) ale szlo mu bardzo dobrze, mimo ze jego angielski jest znacznie gorszy anizeli jego siostry:). Po przyjezdzie do Hohhot Wang Bin pobiegal ze mna po sklepach w poszukiwanaiu dysku na zdjecia (moj 160 GB juz jest pelny, trzeba kupic nowy:):) nie pytajcie wiec ile zdjec zrobilam do tej pory:):) Potem poszlismy na obiad w towarzystwie przyjaciol Wang Bin'a. pyszne jedzonko i duzo smeichu..niemal jak przyjaciele od lat:):).
Przyszedl jednak czas na rozstanie.. i znow smutaski mnie ogarnely.. tak zzylam sie z nim i Natalie.. ahh.. szkoda ze nasze drogi musza sie rozejsc. :) Ale wierze, ze jesszcze nasze drogi sie spotkaja:)
Tego dnia probowalam jeszcze zrobic przelew, ale jak sie okazalo nie bylo to juz mozliwe, Bank of China robi przelewy tylko do godziny 16tej, a ja zjawilam sie 10 minut pozniej. No coz.. nastepnego dnia rano.. moze tym razem z rana bedzie ktosik kto mowi po angielsku.. mam taka nadzieje:)
Nastepnego dnia (15.07) rano szybkie pakowanie i do banku. Udalo mi sie zrobic przelew, zamknac rachunek wiec wydawalo sie, ze sprawa wizy na tym sie zakonczy.. niestety nie...jak sie potem okazalo sprawa przelewu ciagnela sie jeszcze ponad tydzien:( Poniewaz w banku nikt nie mowil po angielsku wszytkie formalnosci zajely znacznie wiecej czasu anizeli przypuszczalam. Z potem na czole, biegiem wrocilam do hotelu skad nie pozostawalo mi nic innego jak tylko zlapac taksowke, aby zdarzyc na pocioag do Lanzhou (odjezdzal o 12.40, sleeper - 143Y). WOW.. udalo sie. Ale znow na ostatnia chwile.. staje sie chyba mistrzem w biegach na pociag.. z pytaniem w glowie.. zdarze... czy nie zdarze:):)
Droga w pociagu minela mi bardzo szybko, mimo ze bylo to ponad 20 godzin:) Bylo to zasluga przemilego Chinczyka ktorego poznalam - YuanJie Liu (刘源杰). Przegadalismy ponad 4 godziny i jak sie okazalo nasze drogi splotly sie rowniez w kolejne dni:) I za to dziekuje, bo to kolejna dobra duszczka na mojej drodze i moj kolejny chinski przyjaciel:)

Zapomnialam dodac, ze kochani przyjaciele z Hohhot nadali mi chinskie imie:):) Zgadniecie jakie?? Od dzis nazywam sie "Shen Kan". Kazdy Chinczyk reaguje na te slowa usmiechem...co to znaczy?? moze mala podpowiedz... Drhanka lubi duzo mowic, opowiadac.. tak to ja...SHEN KAN - 神 侃 :):)
Do zobaczenia w Lanzhou:)

Brak komentarzy: