niedziela, 7 grudnia 2008

Mt Abu i siedziba studentow Brahma

Rajasthan'skie klimaty...palmy i piekne sloce...
W drodze do Mt. Abu:)
Niestety takie tablice niewiele mi mowia... wszystko w hindi:)
Mt. Abu i jezioro Nakki:)



Mt. Abu to spokojna miescina, gdzie mozna pospacerowac wokol jeziora, wypoczac..no i nauczyc sie cosik od wyznawców Brahmy:)
Toad Rock i przepiekny widok na MT. Abu!








No i Drahanka nad jeziorem:)
Tuz za tymi palmami znajduja sie przecudowne swiatynie Jain - Dilwara Temples .. niestety kamery zakazane, wiec zdjec brak:(:(



No i przecudowny zachod slonca nad MT. Abu:)



10.11.2008
Mt Abu to hinduska oaza w gorach, przynajmniej za taka uchodzi:). Dostalam sie tam z Udaipur... pierwszy poranny autobus o 5-tej rano (110 rupi), 4 -godziny jazdy po wertepach i witamy w raju:). Drogi niestety nie pamietam, bylam tak zmeczona, ze nawet bez wzgledu na niewygode spalam oparta o przednie siedzenie. Towarzyszem podrozy byl wydawalo sie sympatyczny Hindus - Ashish. Niestety poczatek naszej znajomosci nie byl mily, po przygodach w innych czesciach Rajasthanu nie mialam ochoty wdawac sie w zadne blizsze znajomosci i relacje. Dlatego od poczatku jazdy bylam zimna i niechetna do rozmowy. Chcialam spac.. taka to mala zolza sie ze mnie zrobila :)Potem jednak gdy dojechalismy do Abu Road nasza rozmowa "nabrala rumiencow". Nasz autobus mial awarie, wiec zafundowano nam polgodzinne oczekiwanie na dworcu na kolejny srodek lokomocji. Droga do Mt. Abu zajela kolejne 45 minut. Wiodla licznymi zakretami pod gore.. wokolo gory porosniete drzewami, cisza i pustka, tak rozna od miast i miejskiego halasu.Co ciekawe za wjazd do Mt Abu, nalezy wniesc oplate - 10 rupi - niemal jak wizyta w resorcie:)
Po przyjezdzie do miasta z pomoca Ashish'a szybko znalazlam nocleg w pobliskim hotelu - Shanti Hotel (200 rupi/pokoj). Zmeczenie nadal mnie nie opuszczalo, wiec postanowilam oddac się drzemce. Dwie godziny i już czulam się lepiej. Potem przyszedł czas na zaspokojenie ogromnego glodu. Palak Paneer w pobliskiej drabie spełnił oczekiwania mojego zoladka. Najpierw sen, potem pyszne jedzonko. Czego wiecej potrzeba:) Zaczelam wiec zwiedzanie. Mt Abu slynie z pieknego jeziora ukrytego wsrod porośniętych drzewami wzgorz – Nakki Lake – przy którym położone jest miasteczko. Na jeziorze pływają rowery wodne, kajaki, wokolo spaceruja Hindusi, delktujac się smakiem lodow i odpoczywajac. Mt Abu to kurort wypoczynkowy i wlasnie takie funkcje spelnia. Niestety ja potrzebuje nieco wiekszych emocji, zwyczajny odpoczynek już mi nie wystarcza. Udalam się wiec w poszukiwanie czegos ciekawszego. Najpierw wspielam się na zbocze, na którym znajduje się Toad Rock, skala przypominajaca swoim ksztaltem falę, ktora zaraz ma sie rozplaszczyc na powierzchni jeziora. Może nie sama skala przyciąga uwage, ale widok jaki rozpościera się na jezioro i okolice z jej podnóża. Tu spędziłam godzine, siedzac, delektujac sie widokiem i rozmyslajac. Potem przyszedl czas na nieco dluzszy spacerek, tym razem do swiatyni Dilwara. Swiatynie te uchodza za jedne z najpiekniejszych w Indiach pod wzgledem swojej architektury. Zgodnie z historia artysci, ktorzy rzezbili te swiatynie, byli oplacani zgodnie z iloscia pylu, jaki powstawal w akcie tworzenia. Na mnie powalajace wrazenie zrobily dwie pierwsze swiatynie – Vimal Vasahi (budowana przez 14 lat od 1031 roku, kosztowala 180, 5 miliona rupi) i Luna Vasahi (ta ksztaltowana byla przez 15 lat od 1230 roku, a pracowalo nad nia 2500 rzezbiarzy). Wygladu obu swiatyn nie da sie opisac. Powalaja bogactwem rzezb, perfekcja, kolorem i czystoscia marmuru! Niestety ze wzgledow bezpieczenstwa nie wolno robic zdjec, a swiatynie zwiedza sie z przewodnikiem (niestety mowiacym tylko w jezyku hindi:)).
Po tak budujacej wizycie w swiatyni wrocilam do Mt Abu. Zblizal sie zachod slonca wiec udalam sie w najbardziej odpowiednie na taka chwile miejsce tzw. Honeymoon Point ::) Zachod slonca byl przepiekny. Wraz z liczna grupa Brahminow siedzialam na szczycie wzgorza, podziwialam zachod slonca i oddawalam sie myslom o pieknie swiata. Czesc studentow Brahmy medytowala, spiewala mantry, badz cwiczyla joge. Mt Abu miesci uniwersytet Brahmy Kumaris, co sprawia ze cale miasteczko przepelnione jest ubranymi w biale stroje studentami. To najwiekszy na swiecie tego typu uniwersytet, ktory skupia ludzi z calego swiata. Dzieki temu wlasnie spotkalam Jurka, 60-letniego studenta ze Szczecina. To niesamowite jakich ludzi spotyka sie na swojej drodze. To z Jurkiem spedzilam kolejne 3 godziny i zglebilam wiedze na temat Brahmy, filozofii medytacji i pojmowania swiata. To byl naprawde tworczy czas. Niestety nastepnego dnia musialam opuscic Mt Abu wiec niedane bylo nam spotkac sie jeszcze raz. Jedno jest pewne. Jestem Jurkowi wdzieczna za rozjasnienie mi tajnikow dzialania organizacji. Po powrocie do hotelu, okolo godziny 22-giej spotkalam swoja dobra duszyczke z drogi - Ashisha. Zaczelo sie od kilku slow, a skonczylo na pogaduchach do poznej nocy:) Ashish to pracownik Nestle, ambitny, inteligentny, uprzejmy i wrazliwy. Spedzilam z nim tylko jeden wieczor, a mimo to stal mi sie bardzo bliski i utrzymywalismy kontakt do konca mojego pobytu w Indiach. Rano o 5-tej odprowadzil mnie na przystanek, wsadzil w autobus do Abu Road i zniknal, ale tylko fizycznie. A ja opuscilam Mt Abu. Udalam sie w droge do Jaisaimer, gdzie czekala na mnie nowa przygoda, tym razem na pustyni:) Do zobaczenia!

Brak komentarzy: