niedziela, 7 grudnia 2008

Orchha i indyjski kryzys


Jehangir Mahal





Interesujace znaki o toaletach:)




Tego typu plakaty są w calych Indiach...jak widac w kazdym miejscy znajdzie sie jakis "guru"


Puja odprawiana pierwszego dnia po zakupie nowego samochodu:) To tradycja w Indiach


Jehangir Mahal i muzeum






Widok z Jehangir Mahal na Orchha
























Raj Mahal i slawne malowidla






Tak pracuje sie w Indiach... niestety kobiety wykonuja czasem najciezsze fizyczne prace:(


Orchha

Chaturbhuj Temple





A to Drahanka w Raj Mahal





Market i ulice Orchhy





Slawetna swiatynia Ram Raja Temple


Chhatris

Betwa River.. i naturalne piekno Orchha






Rzeka to miejsce na kapiel jak i tak przyziemne czynnosci, jak pranie:)













24-25.11.2008
No i opuscilam slawetna Agre. Moje kroki skierowaly sie w strone kolejnego indyjskiego stanu Madhya Pradesh, ktory niestety uchodzi za jeden z najbardziej niebezpiecznych w Indiach. Dlaczego? Nie wiem, ale chyba nie chce sie tego dowiedziec, szczegolnie na wlasniej skorze:)
Planowalam dostac sie do Khajuraho, gdzie znajduje sie kompleks najpiekniejszych swiatyn w Indiach, ale jak sie okazalo nie bylo to tak latwe jak sie domyslalam. Wszystkie autobusy z Agry do Khajuraho zostaly wstrzymane przez kolejne kilka dni, ze wzgledu na wybory. Indyjskie wladze obawiaja sie walk pomiedzy poszczegolnymi stanami, wiec ze wzgledow bezpiecznestwa i aby zminimalizowac ryzyko zamachow, wstrzymuja autobusy na pewnych trasach. Nie pozostalo mi wiec nic innego jak zlapac najblizszy pociag do Jhansi, skad czekalo mnie kolejne 5 godzin w autobusie do Khajuraho.
Tym sposobem Manu zlapal pierwszy pociag do Delhi (niestety praca wzywa:(_), a ja pociag do Jhansi. Co ciekawe wykupilismy bilet na lokalny pociag, bez miejscowki.. i tu spotkalam sie z ciekawa sytuacja. Obsluga na dworcu nie zezwolila mi podrozowac w lokalnym przedziale.. Uzasadnili to kwestiami bezpieczenstwa.. WOW.. ktos jednak troszczy sie o obcokrajowcow:):). Musialam wiec dokupic bilet w klase sleeper i tym samym moja podroz minela w calkiem przyjemnych warunkach.. caly przedzial dla mnie... kilka lozek wolnych.. tylko wybierac i zmieniac:):):) (koszt 68+80 rupii doplaty).
Po 6-ciu godzinach w pociagu dotaralam do Jhansi. Stad ryksza (30 rupii) dostalam sie na dworzec autobusowy skad mialam nadzieje podazyc lolaknym autobusem do Khajuraho. Jak jednak wspomnialam wczesniej i tu wstrzymano wszystkie autobusy... moja droga do Khajuraho zostala zamknieta. Jedynym rozwiazaniem bylo wynajac taksowke.. ale czy mnie na to stac.. NIEEE:):):) Postanowilam wiec udac sie do oddalonej od Jhansi o 15km Orchhy. Wczesniej jednak czekala mnie ostra klotnia z obsluga na dworcu, no i moimi kochanymi rykszarzami (za przejazd, ktory standardowo kosztuje 15 rupi zazyczyli sobie 150.. haha, uwielbiam rykszarzy:). Z pomoca przemilego policjanta i Manu (w tym przypadku jezyk hindi okazal sie niezbedny.. tu nikt nie mowil po angielsku) udalo mi sie dostac do Orchhy za normalna oplata... nie pytajcie jednak o moj nastroj... ogarnal mnie kryzys i mialam ochote wszystkich zamordowac:) Poniewaz poziom mojej agresji osiagnal niebezpieczny stan, postanowilam zwiedzic Orchhe i udac sie jak najszybciej do Delhi, a potem w gorki, tak aby uniknac sytuacji w ktorej nie uda mi sie powstrzymac i zamorduje jakiegosc rykszarza, badz natarczywego Hindusa:):)
Po dojezdzie do Orchhy znalalazlm nocleg w pobliskim guesthousie (180 rupi). Chwila odpoczynku i przechadzka po miasteczku. Orchha jest malym, bardzo uroczym miasteczkiem, gdzie znajduje sie wiele swiatyn i dwa przepiekne palace. Dodatkowo wokolo zielen, rzeka.. przepiekna natura. I ta cisza, spokoj, tak rozna od moich ostatnich doswiadczen w Rajasthanie... Nie ma odglosu klaksonow, hamulcow, krzyczacych ludzi... ahhh.. raj na ziemi:):)
Tego dnia wieczorem wybralam sie do swiatyni Ram Raja Temple (wstep darmowy, zakaz wnoszenia kamer), gdzie o 19-tej rozpoczely sie codzienne modly. Swiatynia jest slawna wsrod pielgrzymow, gdyz to wlasnie w niej Ram bedac krolem odprawial modly. Punktualnie o 19-tej przed oltarzem ze statuetka Ram'a zebral sie tlum miejscowych. Rozpoczely sie spiewy, klaskanie, poklony.. ciekawy sposob okazywania szacunku i modlitwy. Ceremonia godna polecenia. Niestety pomimo zachet i zaproszen ze strony miejscowych nie udalo mi sie dolaczyc do grupy modlacych... i tu brak znajomosci hindi pokazal swoje skutki:):)...nie pozostaje mi nic innego jak poprawic sie w rozumieniu i komunikowaniu w hindi:)
Nastepnego dnia przyszedl czas na zwiedzanie pobliskiego Jehangir Mahal (wstep 250 rupi + 25 za aparat). Tu tez wdalam sie w niepotrzebna rozmowe z obsluga na temat oplat za wstepy.. Jakze niesprawiedliwe jest, ze my placimy 250 rupi, gdy Hindusi tylko 10:(:(
Palac jednak powala swoim urokiem. Musze przyznac, ze to chyba najpiekniejszy zabytek jaki widzialam w Indiach. To prawda, ze obecnie jest pusty i niemal martwy, jednak architektura i atmosfera tego miejsca nadal daja sie odczuc. Przepiekne fasady, kruzganki, rzezby.. cudo!! Miejsce godne polecenia.
Potem moje nozki powedrowaly do kolejnego palacu - Raj Mahal, ktorego wyroznikiem sa bardzo ciekawe malowidla. Co oniemiela najbardziej to przepiekne widoki na okolice, rozposcierajace sie z obu palacow - zielone pola, wzgorza.. blyszczaca w sloncu rzeka.. i ten spokoj, wypelniajacy kazda czastke twojego ciala. Czulam ze fruwam...potrzebowalam tej ciszy i spokoju!
Po przeciwleglej stronie palacu mozna zwiedzic Chaturbhuj Temple, z ktorej dachu mozna podziwiac widok na okolice. Mnie sie jednak nie udalo tam dostac... zabladzialam w zakamarkach swiatyni i nie znalazlam wejscia na dach... no coz...moze nie bylo mi to dane.. a moze po prostu powinnam byla zaplacic kilka ruppi miejscowycm chlopcom, ktorzy sledzili mnie na kazdym kroku, a wowczas droga na dach stanelaby przede mna otworem:):):)
Popoludnie spedzilam na spacerku po kilku uliczkach Orchhy i delektowaniu sie cisza i szumem wody w rzece, siedzac przy Chhatris. Orchha to miejsce ktore pozwala odnalezc siebie, odpoczac... ahh.. jakze potrzebowalam tego po halasliwym Rajasthanie:)
Okolo 16tej zlapalam ryksze do Jhansi. Tu oczywiscie znow nie obeszlo sie bez klotni z rykszarzem, ktory za trase za 15 ruppi zazyczyl sobie po przyjedzie do Jhansi 50.. na szczescie jestem juz geniusszem w klotniach, wiec nie mial szans:):) Po dojezdzie do dworca kolejowego, chcialam wykupic bilet na najblizszy pociag do Delhi.. jak sie okazalo, nie bylo wolnych miejsc.. pozostawala mi wiec slawetna "waiting list" z numerem 81. Kazdy kto podrozuje po Indiach wie, ze niemal niemozliwe jest potwierdzenie biletu z takim numerem oczekiwania, szczegolnie 3 godziny przed odjazdem pociagu. A jednak.. ktos tu jest szczesciarzem:):) Po poltorej godzinie oczekiwania okazalo sie, ze moj bilet zostal potwierdzony.. jakim cudem.. nie wiem.. to chyba zasluga piorytetyzowania obcokrajowcow i bycia kobieta.. haha.. podoba mi sie to:)
Przede mna wiec drogia do Delhi. Moj pociag odjezdzal o 20.30 (sleeper, 174 rupie), wiec ostatnie 3 godziny w Jhansi spedzilam na podziwianiu urokow dworca (tysiace zebrakow, szczurow biegajacych po torach i dachu... jeden ze szczurkow byl niesamowity... jakze sprytnie wychodzil i chowal sie w zakamarkach...mozna by pomyslec, ze zwariowalam.. ale uwierzcie, ogladnie szczurow przez kilka godzin moze byc naprawde pochlaniajacym zajeciem:):) W koncu nie czesto mozna je ogladac w Polsce:) Ogolnie ciekawe i niezapomniane doswiadczenie.. zreszta jak kazda wizyta na indyjskich dworcach:):)
O dziwo punktualnie o 20.30 wsiadlam do pociagu, znalazlam swoje lozko i oddalam sie ulubionemu zajeciu w tym miejscu - spaniu:)
Kolejne wiesci z Delhi:)

1 komentarz:

Piotr Zaborowski pisze...

hoho :) fajnie ze piszesz o swoich przygodach, bardzo fajnie sie czyta i az bym chcial znow tam byc! tylko chcialbym wiecej zdjec... :)
zaborek
ps. mi tez mowili ze z jhansi do khajuraho jedzie sie 5h, ale jechalismy prawie 8h :)