niedziela, 7 grudnia 2008

Najromantyczniejsze indyjskie miasto - Udaipur.



4 - 9.11.2008

Udaipur zauroczyl mnie od samego początku. Zauroczyl swoim wdziękiem, kolorem, romantycznym klimatem. Dojechalam do miasta z samego rana (4.11.2008). Na zegarku wybila godzina 8, a ja platalam sie po dworcu kolejowym. Oczywiscie zaraz po wyjsciu z budynku dworca znalezli sie nachalni rykszarze z propozycja podwiezienia do centrum miasta, za jak zwykle niebagatelna kwote 80 rupii (gdzie w rzeczywistosci przejazd kosztuje 15-20 rupi, tu kazdy wie jak zarobic:(). Oczywiscie postanowilam uruchomic swoje zastale kosci…jednak podobnie jak i ja nie ustepuje, tak nie ustepuja tez rykszarze:) Jeden z nich chyba za znak honoru przyjal sobie zawiezienie mnie do centrum, jechal za mna, namawial, negocjowal. Po pieciu minutach zgodzilam sie, gdyz zbil cene do 15 rupii, wiec czemu nie, w koncu zaczelismy od 80:) Warunek byl jednak jeden, mial mnie zawiesc do Lal Ghat, a nie do wybranego hotelu, ktorego jest naganiaczem. Oczywiscie sie zgodzil, ale aby nie bylo dla mnie latwo, pozniej nie dotrzymal obietnicy. Bylam w tym miescie pierwszy raz, ale przeczulam, ze ktos probuje mnie zwabic do pulapki lwa:). Czulam, ze jedziemy dalej. Z mapy wynikalo, ze czesc Udaipur do ktorego zmierzalam nie byla bardzo oddalona, a on jechal i jechal… cos mi tu nie pasowalo. I mialam racje. Zrobilam wiec mala awanturke i z ostra mina opuscilama pojazd, cale szczescie nie wywiozl mnie za daleko. Nie bylo w tym nic niebezpiecznego, rykszarz az nadto mial ochote pomoc mi znalezc nocleg na kolejne dni, a przy tym zarobic duza hotelowa prowizje… niestey nie udalo mu sie:)
Jak sie okazalo centrum Udaipur- “Bialego miasta”, to waskie uliczki, pelne kramow z pamiatkami. Co zaurocza w miescie to piekna biala zabudowa. Promienie slonca padajace na biale fasady budynkow wywoluja niebianskie wrazenie. Czlowiek czuje sie jak w chmurach…. Ahhh… szkoda tylko, ze ten halas i harmider naokolo:( No coz, zawsze musza byc jakies drobne minusy:).
Udalam sie wiec na poszukiwanie noclegu. Spacerkiem po miescie przez pol godziny i udalo sie. Schronienie znalazlam w Shiva GH (150 rupi, pokoj). I musze przyznac, ze byl to najlepszy nocleg w Rajasthanie. Piekny, schludny pokoik, a co najwazniejsze czysciutki, podobnie lazienka. Do tego caly taras widokowy dla mnie. Moj pokoj miescil sie na drugim pietrze. Ponad nim byl tylko dach, na ktorym spedzalam kazdy poranek i wieczor. Stad rozposcieral sie przecudowny widok na jezioro – Pichola Lake, stad delektowalam sie niezapomnianym widokiem zachodu slonca, podczas ktorego niebo przybieralo niesamowita bordowa barwe.. slonce schodzilo w dol, a kolor nieba stawal sie coraz bardziej intensywny, z czasem przemieniajac sie w gleboka czern nocy:). CUDOWNIE. Teraz wiem skad sie wzielo to romatyczne miasto...coz wiecej trzeba dla pary, ktora spedza piekne chwile ze soba. Taki widok, uscisk ukochanej osoby i lzy szcczescia w oczach… Ahhh.. Tylko gdzie jest Manu:( I dlaczego nie ma go tu ze mna?!?!:( Tesknie:( On musi do mnie dolaczyc… musi:))
Pierwszego dnia po krotkim odpoczynku udalam sie na zwiedzanie Udaipur City Palace (wstep 50 rupi, aparat 200, ale nie polecam placic tego, ja nie zaplacilam i jakos sie udalo). Tam szwedanie sie po salach palacowych, ogladanie Udaipuru z gory, podziwianie Pichola Lake zajelo mi okolo dwoch godzin. Calkiem interesujace miejsce. Potem przyszedl czas na poznanie zakamarkow miasta – najpierw uliczki Lal Ghat, potem Gangaur Ghat i Hanuman Ghat. Aby sie dostac do tego ostatniego, nalezy przedostac sie na druga strone jeziora. Prowadzi tam most i male uliczki. Na najdalej wysunietym cypelku znajduje sie budynek, gdzie o zachodzie slonca gromadzi sie spora gromadka ludzi. Kazdy chce podziwiac kolor bialych budynkow na brzegu jeziora. Slonce zachodzi, promienie opadaja na fasady budowli, a one swieca sie jak zloto, odbijajac swoj blask w tafli jeziora. To widok na jedna strone… Jak tylko czlowiek odwroci swoj wzrok o 180 stopni, jego oczom ukazuje sie przecudowny zachod slonca na pobliskich zalesionych wzgorzach. Do tego odbicie zachodu w wodzie… Popoludnie to niezapomniana gra kolorow i widokow, ktore pojawiaja sie na tafli wody. Niemal jak film przyrodniczy, film bedacy odbiciem rzeczywistosci. Piekne.
Tego dnia juz jedynie pracowalam. Przyszedl czas na znalezienie biletow lotniczych do Polski. Swieta sie zblizaja, nadszedl wiec czas powrotu. Moje serce jednak fruwalo, bo Manu leci ze mna. Wlasnie zlozyl dokumenty aplikacyjne o wize. Lecimy razem i razem spedzimy polskie swieta… dzieki temu moze moj szok popowrotowy bedzie mniejszy:) Tak wiec kolejne dni to ciezka praca nad wyszukiwaniem korzystnych lotow, sprawdzaniem wszystkich mozliwych polaczen. Udalo sie. Po dwoch wieczorach spedzonych na internecie, w moich rekach byl plik informacji jakie potrzebowalismy, aby dostac sie na polska ziemie:)
Kolejny dzien w Udaipur minal mi znacznie spokojniej. Nie bylo juz zwiedzania, bardziej zapoznawanie i bratanie sie z miastaem. Najpierw dlugi spacer i posiedzenie w parku. Potem podgladanie zycia na uliczkach. Udaipur mimo swojego romantycznego uroku, jest miastem bardzo ruchliwym, halasliwym.. stojac na glownej ulicy czuje sie wir i zamet otaczajacego swiata. Z drugiej strony jeden krok w parku, badz na brzegu jeziora daje odetchnienie i ucieczke od przytlaczajacego halasu. Zakochalam sie w tym miescie. Jedyne co przyprawialo mnie o zawal to lokalni sklepikarze i pracownicy restauracji. Na widok samotnej dziewczyny przechadzajacej sie po miescie dostawali szalu. Zaczepiali, zagadywali, sledzili…ahhh.. niemal jak w pozniejszym Jaisaimer. Poczatkowo nie zwraca sie na to uwagi, ale juz po godzinie zaczyna sie miec dosc i przy kazdej zaczepce czlowiek zaczyna reagowac agresja. W koncu ile mozna. Czasem nie dalo sie spokojnie przejsc kilku metrow, bo zaraz pojawial sie jakis adorator badz zainteresowany. Co mnie ciekawi, skad to zainteresowanie lokalnych bialymi dziewczynami. Przeciez biale twarze sa tu na porzadku dziennym, powiedzialabym, ze Udaipur to jedno z najbardziej turystycznych miast, a mimo to wydaje sie, ze biali turysci robia furore. A moze biale samotne kobiety?!?! Kto wie:)
Tego dnia na mojej sciezce po spokojnym poranku w parku pojawilo sie kilku Hindusow, ktorzy zapadli mi w pamiec z kilku powodow. Jeden z nich sledzil mnie przez pol miasta, informowal kolegow, bo byl mna bardzo zainteresowany, ze wzgledu na moje pochodzenie. Otoz jak sie okazalo jego narzeczona to Polka, niebawem zamierzaja sie pobrac. Nawet na moja prosbe pozostawienia mnie w spokoju zaoponowal.. w koncu niebawem bedzie Polakiem i mnie nie zostawi. No tak… teraz to juz takie sztuczki wymyslaja:) Kolejny Wiki byl jeszcze wiekszym aparatem. Wczesniejszego dnia zapraszal na kolacje, drinki, a dzisiaj pojawil sie w sklepie z bizuteria (w ktorym przez przypadek wyladowalam) z juz nowa dziewczyna – Izraelka. Co ciekawe wczesniejszego dnia zdradzil mi, ze ma dziewczyne w Hiszpani. No tak.. ale chyba wiele sie w ciagu nocy wydarzylo i zmienilo. Jedna zniknela, ale na jej miejsce pojawila sie kolejna:) Cale szczescie, ja nie bralam udzialu w tej wymainie:)
Ta sytuacja pokazala mi jednak jedno. Na poczatek winilam wszytkich Hindusow, za podejscie do bialych kobiet, za ich mniemanie, kim one sa, na co je stac.. ale teraz wiem, ze tak naprawde na taka opinie pracuja dwie strony. Z jednej Hindusi, ktorzy widzac biale kobiety tworza sobie wizje niemal jak z amerykanskich, czy europejskich filmow, a z drugiej wiele “bialych” kobiet, ktore takie historie urealniaja swoim zachowaniem. Co sie wiec dziwic, ze Hindusi probuja podrywania.. w koncu jedna badz dwie na dziesiec dziewczat sie zgodzi. To smutne, ale niestety prawdziwe. Teraz obwiniam dwie strony.
Koniec jednak filozoficznych wywodow.. czas powrocic do Udaipur:) Kolejene dwa dni 6-7.11.2008 to wyjazd do Ranakpur i Kumbargarh, ale te podroze opisalam w osobnym poscie:)
8.11.2008 - przyszedl moj oczekiwany poranek. Manu przyjechal do Udaipur. Oczywiscie autobus z Delhi mial opoznienie, no ale coz.. skoro czekalam tydzien na to spotkanie to i moglam poczekac godzinke dluzej:). Manu zaskoczyl mnie. Do tej pory moim ulubionym zajeciem bylo tarmoszenie jego czarnych jak kruk wlosow…wiec wykazal sie sprytem i je obcial.. nie ma juz czupryny, ktora mozna postawic do gory, badz ktora mozna potarmosic:(:( Wlosy krociutkie, a on o kilka lat mlodszy:( No coz, w koncu nie mam na to wplywu.. od teraz bede szarpac swoje krotkie loczki:)
Tego dnia wybralismy sie na niezapomniany rejs mala lodka po jeziorze Pichola. Opcji bylo kilka -prywatna lodka za 50 rupi plynaca tylko do polozonego na srodku jeziora hotelu, prywatna lodka tylko dla dwojga z rejsem po calym jeziorze (4000 rupi), badz najbardziej ekonomiczna i korzystna opcja lodki plywajacej co pol godziny z Udaipur City Palace na Jaghandir Island (300 rupi). Wybralismy te ostatnia.
To byl niesamowity czas. Wyruszylismy okolo godziny 15.30 kiedy to slonce powoli zaczelo sie znizac ku horyzontowi. Najpierw oplynelismy Lake Palace Hotel, ktore jasnieje swa biela na srodku jeziora. Potem podziwialismy widok na City Palace z jego pieknym odbiciem w wodzie. A na koniec doplynelismy do Jaghandir Island, gdzie spedzilsimy najcudowniejszy i najromantyczny wieczor. Po zachodzie slonca okolice zakryla ciemnosc. Znajdowalismy sie na srodku jeziora, w restauracji mieszczacej sie na malutkiej wysepce. Kazde miejsce restauracji bylo oswietlone, co w zderzeniu z czernia otoczenia budowalo romantyczny klimat, atmosfera wieczoru spedzanego przy swiecach, przy swietle ksiezyca. W oddali blyszczal lad i piekne biale budynki Udaipuru. A do tego my, wzruszeni, zakochani, szczesliwi…….ciag dalszy to slodka tajemnica:)
Kolejnego dnia (9.11.2008) kolejne chwile spedzone razem na spacerach, pysznym sniadaniu, obiedzie. Niestety czas Manu w Udaipur dobiegal konca:( Wieczorem wyjezdzal pociagiem do Delhi. Co ciekawe z tym wyjazdem wiaze sie kolejna historia. Poniewaz juz wczesniej wiedzialam, ze Manu musi wrocic do Delhi w niedziele probowalam mu kupic bilet awansem. Jak sie okazalo w okienku dla turystow bilety na ten pociag byly jeszcze dostepne,jednak gdy wypelnilam stosowny formularz najpierw zostalam odeslana do okienka dla lokalnych, bo przeciez kupowalam bilet dla Hindusa, a po drugie tu juz bilety nie byly dostepne, byla tylko lista oczekujacych. Manu zalapal sie na 9-te miejsce. Wydawalo sie ze bilet zostanie potwierdzony.. jednak jak sie okazalo w niedziele, nie bylo tak latwo. Potwierdzono tylko opcje “Reservation against cancellation” co oznacza, ze na jednym lozku, miejsce dostaja dwie osoby i wybor nalezy do ciebie, jedziesz badz nie (Uwaga – ta opcja mozliwa jest tylko dla mezczyzn, wiec dziewczyny nie obawiajcie sie, nie zostaniecie sparowane z obcym Hindusem; dodatkowo nie sadze, aby zastosowano ja w stosunku dla obcokrajowcow. W kwestii biletow kolejowych jestesmy traktowani priorytetowo:)). Tak wiec Manu nie mial wyboru, w koncu jutro do pracy:( Przed nim 13 godzin jazdy w pociagu, moze z jakims nieznajomym u boku:) Po smutnym rozstaniu ja zostalam na miejscu. Spedzilam spokojny wieczor na dachu rozmyslajac, jak piekny czas zostal mi podarowany w Udaipur. Piekne miejsce, piekne emocje, piekni ludzie, piekni “my”. :)
Wroce tu kiedys:)

Brak komentarzy: