wtorek, 12 sierpnia 2008

Mumbai - polskie duszyczki, deszcz i prawdziwe indyjskie zycie!

6 -7.08.2008
Do Mumbaju dotarlam okolo 7-mej rano. Trzeba przyznac, ze niezly ze mnie niedzwiadek, bo z calej drogi nie pamietam nic. Przespalam cala noc!! Chyba bylam zmeczona:):) Najpierw musialam poczekac chwilke az otworza "reservation office", ale nie nudzialam sie.. zajelam sie obserwacja ludzi na dworcu. Trzeba przyznac, ze widok odbiegal od tego, ktory zapamietalam z mojej ostatniej wizyty na Victoria Train Station. Otoz w calym holu pelno bylo lezacych ludzi, malych dzieci zawinietych w kocyki, czy tez staruszkow przyjmujacych pozycje embrionalna. Widok niezapomniany!
O 8-mej pobieglam jednak zakupic bilet do Delhi, balam sie, ze bedzie ciezko z jego dostepnoscia, ale udalo sie:):) Dostalam na kolejny dzionek (sleeper - 421 rupii, 24 godziny jazdy). Tu mialam niesamowita przygode,otoz przy turystycznym okienku spotkalam dwoje przemilych Polakow - Agate i Andrzeja z Rzeszowa (podrozuja w Indiach od dwoch miesiecy). Co ciekawe poprzednia polska dobra duszyczka - Kasia, rowniez spotkala ich na swojej drodze. Jak widac sciezki wszystkich Polakow w Indiach, ktoregos dnia sie spotykaja:):).
Razem pojechalismy na Colaba. Niestety pogoda calkowicie sie zalamala. Lalo niemilosiernie.. niemal jak oberwanie chmury.. ostatnio taki deszcz widzialam w Shanghaju. Ciezko bylo sie poruszac, dlatego tez wiekszosc naszego spotkania przesiedzielismy w wegetarianskiej restauracyjce, badz w holu przy mumbajskim deptaku:):) Niemniej dla mnie bylo to super doswiadczenie.. znow moglam porozmawiac po polsku i powymieniac mysli, doswiadczenia z rodakami:)
Okolo 16tej przyszedl jednak czas rozstania. Dzisiejszej nocy mialam spac u siostry Ramchandy - Shaili Naik. Niestety jej mieszkanko oddalone jest ponad 15 km od centrum Mumbaju - w dzielnicy Andheri - wiec aby sie tam dostac musialam najpierw zlapac lokalny pociag (taki ktorym jezdzi tysiace Hindusow, z kazdego okna i drzwi wystaja ciala i wydaje sie ze niemal zaraz ktos wypadnie na zewnatrz; jak sie potem dowiedzialam codziennie dwie osoby wypadaja, tak wiec statystyki sa naprawde nieprzychylne. Ale ja siedzialam w przedziale dla kobiet, wiec czulam sie bezpieczniej... jezeli ktos lubi przygody zapraszam do przedzialu dla mezczyzn... tam mozna poczuc prawdziwy klimat indyjskich pociagow:):)
Po dojezdzie do Andheri okazalo sie, ze namiary na Shaili mieszkanko sa nieprawidlowe, adres wskazywal dwa przeciwlegle zakatki, wiec co tu zrobic. Hindusi jednak nie zostawia cie bez pomocy. Jeden przemily chlopak zadzwonil do mojej przyszlej gospodyni, wsadzil mnie w ryksze i powiedzial ile zaplacic, wiec nie musialam sie obawiac, ze nie trafie, badz mnie oszukaja. Gdy dojechalsimy na miejsce Shaila juz na mnie czekala. Niestety nie mowi po angielsku, wiec zostala nam tylko mowa ciala i wiara, ze moje rozumienie hindi bedzie coraz lepsze:):) Spedzialam z nia przepiekne popoludnie, w pieknym, czysciutkim i klimatycznym mieszkanku. WOW.. to takie hinduskie zycie. Jak milo, ze moge poczuc jego smak:):)
Po przepysznej kolacji z typowo indyjskim jedzeniem siedzialysmy, ogladalsymy hinduskie programy. Shaila jest specjalistka w robieniu kwiatow z bibuly, wiec mialam rowniez okazje podziwiac jej piekne dziela. Niesamowite. W ramach przerwy wybralam sie na krotki spacerek po okolicy, gdzie zasmakowalam co znaczy olbrzymi ruch na ulicy, tysiace rykszarzy trabiacych w nieboglosy. No tak.. prawdziwa indyjska dzielnica:):)
Nastepnego dnia po przepysznym sniadanku z chlebkiem i dzemem z mango wybralam sie z Shaila do znajdujacej sie nieopodal swiatyni Krishny. To pierwsza moja swiatynia tego typu. WOW.. kolorowe statuetki bostw, wokolo wyznawcy o specyficznym wygladzie.. nieco odbiegaja wygladem od tych ktorych widzialam dotychczas w Polsce. Niesety ta religia nie jest mi dobrze znana, wiec skupilam sie jedynie na walorach wzrokowych. Swiatynia byla naprawde przesliczna.
Potem jednak szybka jazda ryksza.. bo do mojego pociagu zostalo 45 minut, a aby dostac sie do Bandra Station skad odjezdzal moj pociag do Delhi, musialam przejechac trzy stacje lokalnym pociagiem.Szybkie i smutaskowe pozegnanie z Shaila... jestem jej wdzieczna, bo pozwolila mi poczuc co znaczy hinduskie zycie. Shaila dziekuje!!!... Potem jednak pelne wariactwio. Zlapalam lokalny pociag, ale nie bylo czasu na szukanie przedzialow dla kobiet, bo lokalny pociag odjezdza po dwoch minutach od zatrzymania. Wiec wsiadlam do meskiego przedzialu... ale tak chyba mialo byc, bo tu poznalam Aashish'a - przepieknego Hindusa.. takiego jeszcze nie widzialam... poczatkowo przygladal sie tylko, ale potem nabral odwagi i zagadal. Nie powiem, ze wzbudzil we mnie swoja uroda niesamowita niesmailosc, ale jakos przelamalam sie.... pierwsze zdania byly koslawe, ale potem jak sie rozgadalismy nie moglismy przestac. Jestem mu bardzo wdzieczna, bo tylko dzieki niemu zdazylam na pociag do Delhi. Okazalo sie, ze na stacji w Bandra sa dwa terminale, jeden lokalny, a drugi na dlugie dystanse. Ja o tym nie wiedzialam, a do odjazdu zostalo 15 minut. Aashish mimo, ze jechal w przeciwnym kierunku, wynajal ryksze, zaplacil za nia, mimo ze nalegalam ze ja pokryje koszty, odprowadzil mnie do pociagu, wsadzil do przedzialu i zabawial rozmowe do samego odjazdu. Co jest piekne, ze nadal jestesmy w kontakcie mailowym i smsowym. WOW.. szczesciara ze mnie.. taki przystojniak i do tego bardzo inteligentny.. czyzby maz... kto wie, kto wie:):):)
Przede mna jednak trasa do Delhi. 24 godziny w pociagu. Jak sie okazalo moimi towarzyszami na tej trasie byla pitka mezczyzn z Namibii. Niestety nie rozmwiali po angielsku, co mnie bardzo smucilo, bo mialam do nich tysiace pytan. Ich sam wyglad zaskakiwal nie tylko mnie, ale wszyskich podrozujacych. Po pierwsze byli niesamowicie wysocy, okolo 2 metrow, ich szaty i nakrycia glowy przypominaly wygladem szamanow z Afryki!!Niesamowite. Dotychczas takich ludzi widzialam tylko w telewizji, a teraz spedzilam z nimi 24h.:) Ciekawa byla rowniez troska innych muzulmanow o nich. Co chwila wsiadal ktos do pociagu , kto dostarczal im jedzenie i wszystko czego potrzebowali. Hindusi sa naprawde nieziemsko troskliwi i widac maksymalna religijna jednosc miedzy nimi. Religia i rodzina sa tu priorytetem!!
Jednak podczas jazdy pociagiem bog (czy to moj, czy tez hinduski) zeslal mi kolejna nieziemska duszyczke na mojej drodze - Ram'a. Poczatkowo zwykla, blaha rozmowa przerodzila sie w cos glebszego. Rozmawialismy kilka godzin, smialismy sie, delektowalismy swoim towarzystwem. Ram mieszka i pracuje w Delhi i wlasnie wraca od rodzicow z Mumbaju. Zapewne zaskoczy wszyskich co sie stalo dalej. Otoz Ram zaprosil mnie do siebie do domu, gdzie mialam spedzic czas z nim i jego siostra. Oczywiscie sie zgodzialam, bo moje wewnetrzne przeczucie i kobieca intuicja podpowiadaly mi, ze to dobre rozwiazanie. Zreszta jak sie okazalo wraz z Ram'em nadajemy na tych samych falach i szkoda byloby zmarnowac taka relacje:):) Tak wiec przede mna dwa piekne dni w towarzystwie Ram'a. W taki spsosob przywitam Delhi:)
Jak widac 24 godziny w pociagu maga byc naprawde niesamowicie pozytywnym czasem. Ja spedzialm je wysmienicie i strasznie ciesze sie, ze wlasnie tu spotkalam mojego nowego hinduskiego przyjaciela.
Ram dziekuje, ze zjawiles sie w moim zyciu, zmieniles je totalnie i dales mi poznac calkiem inne Indie... piekne, z niesamowita tradycja. Sprawiles, ze pokochalam to miejsce, bo teraz znacznie wiecej rozumiem i znacznie bardziej szanuje hinduska kulture, tradycje, relacje. Wszystko co mi opowiedziales, pokazales, sprawilo, ze nie widze w Indiach tylko brudu i balaganu, ale pieknych ludzi z pieknymi priorytetamy. Az trudno uwierzyc ze tak bardzo zmienilam moje podejscie i wyobrazenie o Indiach. A to wszystko dzieki tobie.
Ram - DHANEWAD (dziekuje in hindi)

Brak komentarzy: