wtorek, 12 sierpnia 2008

Ellora i Ajanta - miejsca pelne jaskin i mistycznego klimatu

4-5.08.2008
Tym razem moja osobka zawedrowala do Aurangabad. Noc w autobusie nie nalezala do najbardziej przyjaznych, gdyz autobus byl klimatyzowany i bylo niemilosiernie zimno!Ale przezylam, nauka na przyszlosc, wziac cieple ciuszki.. a moze znalezc jakiegos kompana do ogrzania?!?!?hmmm:):)...Okolo 5-tej rano zbudzono nas z informacja, ze dojechalismy na miejsce. Czyli gdzie?!?! Bo zamiast dworca za oknem byla maksymalna ciemnosc i pustkowie.. niby jakas ulica, ale gdzie to, co to? Oczywiscie zaraz napadlo mnie grono rykszarzy z informacja, ze do centrum 4 km i takie tam...nie poddalam sie jednak. Postanowilam poczekac az sie rozjasni i wtedy zaczac podboj Aurangabad:) Po pol godzinie zrobilo sie przyjemniej.. moim oczom ukazaly sie zabudowania, jakas glowna droga i pojawiajacy sie ludzie. Rozpoczelam wiec poszukiwanie noclegu. Znow nie nalezalo to do najlatwiejszych, bo ceny rzucane przez wynajmujacych byly wygorowane. Po godzinie spacerku znalazlam przyjemny pokoj za 200 rupi w Tourist Home. Moze to nie jest najtansze miejsce, ale chociaz nie odrzucalo swoim wygladem:) Szybki prysznic, krotki odpoczynek i wyruszylam na zdobywanie kolejnego pieknego zakatka Indii. Najpierw jednak udalam sie na dworzec, gdzie z pomoca przyjaznej hinduskiej pary zakupilam bilet do Mumbay (chcialam jechac do Delhi, ale jak sie okazalo wszystklie bilety byly wykupione i nie bylo szans, aby dostac sie tam bezposrednio z Auranfgabad). Dlatego postanowilam wrocic nocnym pociagiem do Mumbaiu i stamtad zlapac kolejny pociag do Delhi. Koszt przejazdu sleeperem do Mumbaju - 178 rupi. Zakup biletu w Auurangabad byl dla mnie dowodem, ze turystow traktuje sie tu priorytetowo. Otoz gdy hinduski kolega spytal o bilet pierwsza odpowiedz byla, ze nie ma dostepnych biletow. Gdy padlo jednak sformulowanie, ze to dla mnie, bilet stal sie dostepny. WOW... podoba mi sie to!!! jakie to inne od chinskich doswiadczen gdzie trzeba bylo sie modlic o kazdy bilet i na pewno nie bylo zadnych ulatwien:) Chyba ze mialo sie tak przyjazne duszyczki na swojej drodze jak Shun, czy Juan:)
Po nabyciu biletu udalam sie na dworzec autobusowy skad wzielam lokalny autobus do Ellora (wstep 250 rupi). Ellora to komplekst 34 jaskin wykutych w klifie, uznanych przez Unesco jako dziedzictwo kulturowe. Trzeba przyznac, ze robia niesamowite wrazenie.. szczegolnie swiatynia Kailasa, z licznymi rzezbieniami, przepieknymi fasadami. Aby ja wybudowac musieli wywiesc 200 000 ton skaly. WOW... ale to chyba wlasnie poteguje efekt. Obok swiatyni mozna zwiedzic 12 swiatyn buddyjskich z licznymi posagami Buddy (mnie najbardziej podobala sie jaskinia nr 10 z przepieknym sufitem w ksztacie zeber), 17 swiatyn hinduistycznych i 4 jain. Te ostatnie rowniez zalicze do swoich ulubionych. Calkowicie inne od poprzednich, z mistycznym klimatem potegowanym kolumnami, rzezbionymi i malowanymi scianami. W Ellora spedzialam caly dzionek, miejsce jest naprawde warte odwiedzenia. Jedynym mankamentem mojego pobytu tam bylo ciagle towarzystwo jednego Hindusa, ktory nie chcial mnie opuscic na krok i co chwila pojawial sie na mojej sciezce, mimo ze tego nie chcialam. Nie ufam Hindusom na ta chwile i nie mam ochoty bratac sie z nimi, szczegolnie z nad wyraz przyjacielskimi osobami, jak on:) Ale coz.. takie osoby rowniez musza pojawic sie na mojej drodze:)
Okolo godziny 18-tej jednym z lokalnych jeepow dojechalam do Aurangabad (kierowca poczatkowo zazadal 25 rupi, ale chyba przypadlam mu do gustu, bo na koniec zaplacialm 20, zreszta bardzo sie usmiechal.. az za bardzo:):). Podczas tej przejazdzki poznalam dwojke przesympatycznych turystow z Japonii, z ktorymi spotkalam sie rowniez nastepnego dnia:) Gdy dotarlam do Aurangabad bylo juz ciemno, wiec pyszny obiadek w lokalnej knajpce (masala uttapa - 15 rupi) i wizyta na internecie. Zmecznie jednak bylo silniejsze anizeli ja i nie mialam juz sily na cokolwiek innego tego wieczora. Oddalam sie wiec odpoczynkowi:)
Kolejnego dnia przyszedl czas na odwiedziny w kolejnym znanym miejscu. Tym razem zlapalam autobus do Ajanta - kolejny zespol 29 jaskin, wyroznionych przez Unesco. Dotarcie tam nie nalezy do najtrudniejszych. Wystarczy wziac lokalny autobus (75 rupi) i po trzech godzinach jazdy dociera sie do T-point w okolicach jaskin. Tu oczywiscie najpierw ciekawa oplata za wstep do jakiegos resortu (7 rupi), skad odjezdzaja specjalne autobusy przewozace turystow do jaskin (4 km, oplata 7-10 rupi) Same jaskinie odbiegaja swoim wygladem od Ellory. Szczegolnie pierwsze z nich z przepieknymi malowidlami. To prawda, ze wiele z nich jest zniszczonych, jednak mimo tego mozna poczuc klimat tego miejsca. Mnie najbardziej przypadly do gustu jaskinie, mieszace w swoim wnetrzu swiatynie, ze sklepieniem w ksztacie zeber, pieknymi kolumnami i rzezbieniami na scianach. Piekne! Spedzialam tu ponad 4 godziny, a i tak na koniec musialam nieco przyspieszyc tempa. W moim zwiedzaniu towarzyszyla mi przemila para Anglikow z przecudownym synkiem Franciskiem, ktory urozmaical nam czas smiechem, bieganiem i zabawa:):)
Po obejrzeniu wszystkich jazkin udalam sie na pobliskie wzgorze, z ktorego rozposcieral sie wodok na jaskinie, wodospad i piekna zielona okolice. W ciszy, spokoju, siedzac na kamieniu delektowalam sie widokiem. Chwila odetchnienia...zatrzymania...tego potrzebowalam. Tu tez poznalam przemilego Hindusa - Balan'a - ktory opiekowal sie stadkiem owieczek. Taki loklny akcent na mojej drodze:) Nie wspomne, ze oczywiscie tez chcialby mnie za zone... czy tutaj wszyscy tylko o tym mysla???
Jezeli spytacie jaka jest kolejnosc pytan i jak przebiega tok rozmowy w Indiach to przedstawiam: najpierw "skad jestes" potem "jak masz na imie", a trzecie pytanie "czy masz meza".. reszta jak widac jest niewazna.. w dalszej kolejnosci pojawia sie wiek i dlaczego podrozuje sama.... to standardowa indyjska rozmowa. Prosze nie pytajcie mnie jednak czy to lubie i czy mam tego dosc... Odpowiedz jest chyba bardzo prosta:):):) Podobnie jezeli chodzi o zdjecia.. na kazdym kroku prosza o nie. Wydawalo mi sie, ze w Chinach byl kosmos, ale co tu sie dzieje, przerasta moje oczekiwania.. co chwila ktos podchodzi z prosba o zdjecia.. a ja mila osobka nie potrafie odmowic.. i tym sposobem cierpie.. no coz.. za slawe trzeba placic:) hihihi
Okolo 17-tej postanowilam jednak wracac do Aurangabad. Moj pociag odjezdzal o 22.20, a przede mna byly jeszcze 3 godziny drogi. Trasa minela mi jednak bardzo szybko, gdyz tu moja droga zlaczyla sie z para Japonczykow napotkanych dnia poprzedniego. Duzo smiechu, ciekawa rozmowa i udalo nam sie dotrzec do Aurangabad. Wspolnie zjedlismy rowniez kolacyjke, wiec miluchno bylo podelektowac sie indyjskim jedzonkiem w towarzystwie innych kompanow:)
Niestety pogoda calkowicie sie zepsula. Zaczelo niemilosiernie padac... wiec jak widac Aurangabad zegnal mnie lzami:) O 22.20 wsiadlam do pociagu, znalazlam swoje lozko i zapadlam w gleboki sen.. niemal jak niedzwiadek:):)

Brak komentarzy: