środa, 19 marca 2008

Nowy Kraj, nowe przygody:):) Kambodza i Phnom Penh wita!

10-13.03.2008
Z Sajgonu wyjechalysmy wczesnie rano autobusem lini An Phu Travel. Niby bilety byly najtansze (10$ za przejazd z Ho Chi Minh do Phnom Penh), ale jak sie potem okazalo wiadomo dlaczego. No wiec wyjechalysmy rano okolo 8mej. Podroz do granicznej miejscowosci nie zajela zbyt duzo czasu, ale co sie po drodze okazalo... Poniewaz plan zakladal zalatwienie wizy na granicy, myslalysmy, ze normalna procedura bedzie, ze kazdy zalatwia wize samemu. Ale nie... Jak sie okazalo opiekun autobusu zbieral pieniadze i sam szedl je zalatwiac, z ta tylko roznica, ze bral duza prowizje za wypelnienie dwoch swistkow. Nie spodobalo nam sie to, zwlaszcza, ze aby nas zniechecic podkreslal, ze autobus nie bedzie czekal przy granicy az same sobie zalatwimy wizy. Tym sposobem niemal wymuszal aby kazdy pasazer ulegl presji i zaplacil 5$ za zalatwienie wizy. Ale co zrobily Polki?! Nie ugiely sie, ale postanowily zalatwic wize same. To prawda, ze potem czekala nas polgodzinna przechadzka do miejsca postoju autobusu, ale to nie byl problem. Samo zalatwienie wizy na granicy to formalnosc. Wypelnia sie dwa formularze, placi 20$ i zbiera pieczatki. Ot cala filozofia, a do tego fajnie przezycie. Zawsze lepiej cosik zalatwic samemu:):)i tak tez zrobilysmy. Opiekun nas nie polubil, ale my bylysmy z siebie dumne:) Tak wiec nauczka dla innych podrozujacych. Przed kupieniem biletu na autobus przekraczajacy granice nalezy sprawdzic ile firma transportowa bierze sobie za wyrobienie wizy na granicy:):)
Granice przekroczylysmy w miejscowosci Moc Bai/Bavet. Potem jeszcze dwie godzinki jazdy od granicy, o dziwo cala droga byla asfaltowa, a nie jak od granicy z Tajlandia, gdzie 5 godzin jedzie sie po drodze szutrowej z ogromnymi muldami (to dopiero byly cwiczenia dla posladkow:). A tu obylo sie spokojnie, nasze posladki cale, a my zadowolone zawitalysmy do Phnom Penh - Stolicy Krolestwa Kambodzy.:)
Kambodza przywitala nas niemilosiernym upalem. Jak tylko wysiadlsymy z autobusu, skwar z nieba niemal nas powalil, slonce swiecilo, a my po sekundzie bylysmy mokre. Tu nie trzeba chodzic pod przysznic, jestesmy mokre caly czas. Pot i mokre ubranie to stan permanentny:) Wiec zapraszamy bywalcow sauny:):) Tu mozna miec saune za darmo, 24 godziny na dobe:):):)
Sama Kambodza to calkowicie inny krajobraz niz Wietnam. Zancznie bardziej sucha, wszystkie domki na palach, kryte liscmi bambusa czy bananowca, badz tez drewniane. Do tego wszystkie domki otoczone sa palmami i to tworzy niesamowity klimat i krajobraz. Zreszta trzeba przyznac ze palmy sa charakterystycznym znakiem dla Kambodzy. Sa wszedzie i wygladaja nieziemsko:):) Poza tym inna roslinnosc wegetuje z powodu goraca. Ziemia czesto jest brunatna badz jaskrawo brazowa. Nam sie tu bardzo podoba, a Drahanka twierdzi, ze to najpiekniejszy kraj pod wzgledem uroku wiosek i pol. Taki bardzo odlegly od naszej cywilizacji:)
Jezeli ktosik ma ochote pomieszkac w domku na palach, gdzie jest tylko jedna izba wraz z mata na podlodze i moskitiera:) Zapraszamy!:):)
Phnom Penh jest ogromnym miastem, o czym przekonalysmy sie szukajac noclegu. Dworzec autobusowy zlokalizowany jest w centrum tuz przy markecie Psar Thmei, skad na wszytkie strony rozchodzi sie niezliczona ilosc ulic. Na szczescie Phnom Penh ma swietne rozwiazanie na ta platanine ulic. Nie ma nazw ulic, ale sa numery. Na mapach i w przewodnikach sa ulice z numerami i uwierzcie... to sie sprawdza. Faktycznie nie ma najmniejszego problemu aby sie tu odnalezc. Jest to dla nas szokiem po takich przezyciach jak w Wietnamie, gdzie w Hanoi czy Sajgonie czlowiek gubil sie po pieciu minutach:):)A tu nie. Masz mape, to nie zabladzisz:) I to nam sie podoba:)
Po poltorej godzinie poszukiwania znalazlysmy nocleg w dzielnicy, a moze nawet ulicy, ktora swoim wygladem przypomina China Town. Smiesznie, bo jest to ulica z wieloma gusethouse'ami i cala infrastruktura dla turystow. Przy czym co ciekawe, wyglada jak slamsy:) To ulica No93 w Phnom Penh. Kazdy musi tu zawitac, bo jest to niesamowity widok:) Ulica polozona jest nad jeziorem , wiec widok tez jest przyjemny, a niemal z kazdego hotelu mozna wyjsc na taras z widokiem na ten zarosniety zbiornik:):) Nocleg znalazlysmy w Lake Side Guesthouse (4$/pokoj).
Co ciekawe przybywajac do Kambodzy musimy zmienic nawyki. Do tej pory nasza codzienna waluta byl dong. Teraz staje sie dolar badz lokala waluta riel. I co?? Znow trzeba sie nauczyc kalkulowac ceny, oceniac czy nas oszukuja, czy sprzedaja za drogo:) Smieszne bylo to ze na poczatku wszystko przeliczalysmy na dongi. Nie na PLn czy $, ale na walute wietnamska:) Jak to po miesiacu czlowiek sie przyzwyczaja nawet do innej waluty:):)Teraz poslugujemy sie riel'em(1$=4000riel). ...po kilku dniach nabralysmy juz wprawy:)
Pierwszego dnia nie udalo nam sie juz zobaczyc wiele. Z lokalnej kuchni wyprobowalysmy ciekawego przysmaku. Poszlysmy do przyulicznej restauracji, gdzie podali nam garnek na palniku i wszytkie skladniki osobno. Nie wiedzialsmy co z tym zrobic, zaczelysmy probowac na sucho, ale potem przemila pani pokazala, ze cala zielenine, a wiec chwasty z ogrodka, nalezy wrzucic do tego wywaru:). Niby miala to byc zupa z kaczki, ale czy tak smakowala:) no nie wiemy:) Byla calkiem niezla...choc jedzenie goracej zupy przy takim upale czasem powala:):)
Nastepnego dnia rozpoczelysmy zwiedzanie Phnom Penh. Ale juz od rana upal nas powalil i nie mialysmy sily na wielkie wyczyny. Zaczelysmy zwiedzanie od Wat Phnom(wstep 1$), potem w parku zajadalysmy sie owocem lotosu (wyglada ciekawie bo jak makowka, ale taka zielona i duza; ze srodka wydlubuje sie male kulki, ktore sie obiera i wcina; smakuja jak niedojrzale orzechy:), dwie sztuki 2000KHR). Potem ogladalysmy National Museum (wstep 3$). Trzeba przyznac ze to najciekawsze muzeum jakie dotychczas widzialysmy. Zrobilo na nas najwieksze wrazenie, bo bylo tam wiele figur Buddy, Shivy, Vishnu i innych swietych postaci. Super. Naprawde polecamy. Muzeum robi wrazenie:)Wieczorkiem siedzialsymy nad rzeka przy Royal Palace i delektowalysmy sie widokami. Drahanka nawet sprobowala pajaka. Otoz... tuz przy palacu wystawione byly kramy z ichniejszymi smakolykami, a wiec wszelkiego rodzaju smazonymi owadami, chrzaszczami i innymi insektami. W tym rowniez pajakami. Drahanka nie mogla sie powstrzymac i sprobowala kawalek. Smakowal jak chips, bo byl bardzo przyprawiony....nic wielkiego:):) choc w wygladzie nie byl apetyczny:):)
Kolejnego dnia rano zwiedzalysmy Royal Palace. To naprawde przepiekny obiekt. Wstep jest stosunkowo drogi, bo kosztuje 6$, niemniej nie mozna tego przeoczyc bedac w Phnom Penh. Tu miala miejsce koronacja obecnego krola Kambodzy, tu tez sa sale koronacyjne, budynki spotkan, swiatynie. Wszystko pozlacane, swiecace, niesamowicie ogromne. Polecamy. To naprawde mistyczne miejsce.
Tego samego dnia wyruszylysmy dalej w droge. Do Siem Reap skad udalysmy sie na zwiedzanie Angkor'u, najwiekszego zabytku i arcydziela na swiecie:)

Brak komentarzy: