poniedziałek, 12 maja 2008

Lijiang - poczatek pozegnania:(
































27.04- 1.05.2008
Opuscilsymy Dali o 13tej. Droga do Lijiang nie zapowiadala sie dluga, bo raptem trzy godzinki szybkiej jazdy po gorskich serpentynach (koszt - 40Y). Oczywiscie nie obylo sie bez postoju w centrum sprzedazy najwiekszej chinskiej tandety (w przeciwienistwie do nas wszyscy Chinczycy wydaja sie wniebowzieci wizyta w takim miejscu i opuszczaja ja z wielkimi torbami, my korzystamy tylko z toalety:):) Do Lijiang przybylysmy okolo 16tej. Niestety pogoda nie obdarowala nas dzisiaj sloneczkiem, a jedynie strugami deszczu. Rozpoczelysmy wiec wizyte od przymusowego odpoczynku na dworcu:):) Gdy troszke sie rozpogodzilo wsadzilysmy ciezkie plecaki na barki i ruszylysmy na podboj miasta. Zlapalysmy najpierw autobus nr 11, ktory mial dowiesc nas do centrum. I dowiozl, ale przez pomyljke wysiadlsymy troszke dalej. Upss..udalo nam sie jednak rozpoznac gdzie mamy dalej podazac. Poszukiwanie noclegu zajelo nam dwie godziny, ale zakonczylo sie sukcesem. Tym razem nocleg w dormie w Lijiang International Youth Hostel (20Y za lozko). Tego dnia nie udalo nam sie zobaczyc za wiele, bo szybko sie sciemnilo, ale poszukujac lozeczek zwiedzilsimy stare miasto uznane przez UNESCO jako zabytek swiatowego dzidzictwa kulturoego. Teraz juz wiemy dlaczego.. otoz cale miasto to liczne waskie uliczki, z brukowana droga i malymi drewnianymi i kamiennymi domkami po obu stronach. Oczywiscie w wiekszosci mieszcza sie obecnie kramy z pamiatkami, jednak sama architektura i klimat tego miejsca powoduja, ze czuje sie jego magie!
Nastepnego dnia Borowka znow nie czula sie najlepiej, wiec zostala w hotelu. Drahanka z kolei przemierzyla Starowke podziwiajac dachy domow z pobliskiego wzgorza. Potem odwiedziala pobliska swiatynie, w ktorej natrafila na mistrza przepowiedni. Nie chcecie wiedziec co jej przepowiedzial... otoz ze bedzie miala dwoch mezow!!:) hihihi.. zabawne, skoro narazie nie moze znalezc ani jednego. A moze znajdzie dwoch na raz:) Ciekawe tylko gdzie oni sa:) Chyba sie ukrywaja:) Podczas ceremoni wrozenia odbyly sie rowniez jakies mistyczne modly. Drahanka nic z tego nie rozumiala, ale na pewno bylo to ciekawe doswiadczenie. Zabawne tylko, ze potem zazadali wielkich pieniedzy.. niestety jej portfel nie byl na tyle zamozny, aby podolac wygorowanej cenie. Wrozby wiec ostatecznie podarowano jej za darmo:) Potem wizyta w okolicznym Black Dragon Pool Park (wstep 80Y). To rowniez magiczne miejsce. Miesci sie tu Instytut Naukowy Dogba, jezioro Yuquan, budowla Wufeng Lou. Okolica Lijiang zamieszkane sa przez lud Naxi, ktorych religia jest Dogba. Drahanka nawet miala okazje spotkac jednego mistrza Dogba, strary dziadek, ubrany jak czarnoksieznik, ktory obecnie zajmuje sie tlumaczeniem pism w jezyku Dogba! Tu tez miala okazje spotkac przemila dziewczynke z ludu Naxi - Fej, ktora wraz ze swoim szefem doprowadzila Drahanke do lez:):) Oczywiscie ze smiechu:)
Kolejny dzien rozpoczal sie od wizyty w First Lijiang Hospital. Borowka nadal zle sie czula i nie bylo widac zadnej poprawy. Po krotkiej rozmowie i ogolnym wywiadzie lokalni lekarze przepisali jakies specyfiki i na tym mialo sie skonczyc leczenie. Oj niedobrze.....A stan Borowki sie nie poprawial. Rozpoczelysmy wiec rozmyslania nad wczesniejszym jej powrotem. Przeciez zdrowie jest najwazniejsze. Dlugie rozmyslania, placz, smutek.. i Borowka podjela decyzje. Nie mozna zartowac i ryzykowac jezeli na szali stawia sie zdrowie. Z wielkim smutkiem, ale trzeba wracac. Rozpoczelo sie wiec poszukiwanie i rezerwowanie powrotnych lotow. Nie bylo to latwe, ale sie udalo. W miedzyczasie Drahanka jeszcze wypozyczyla rowerek i udala sie w ramach odpoczynku na przejazdzke rowerowa w okolice wioski Baisha i swiatyni Nefrytowego Szczytu (wstep 25Y) z najwiekszym na swiecie drzewem kamelioiwym. Trezba dodac ze widoki wokolo i gory wzbijajace sie na wysokosc 4000 m robily wrazenie.Wieczorem odwiedziny na ulicy rozrywki w Lijiang (to ulica z niezliczona iloscia barow i pubow, w kazdym z nich na zywo graja zespoly, a tlum Chinczykow pcha sie drzwiami i oknami, dodatkowo cala ulica ozdobiona jest czerwonymi lampionami, ktore tworza majestatyczny klimat tego miejsca).
Ostatni dzien w Lijiang spedzilysmy na pakowaniu i odpoczynku nad pobliskim jeziorkiem. Nie bylo nam do smiechu, bo nie chcialsmy aby Borowka opuszczala to piekne miejsce. Ale co zrobic:( Zdrowie najwazniejsze. Wieczorem zlapalaysmy nocny autobus do Kunming (149Y), do ktorego dotarlysmy o 6tej rano. Potem male zakupy i trzeba bylo udac sie na lotnisko skad Borowka miala lot do Pekinu (stamtad kolejny lot naszym kochanym LOT-em do Wroclawia z przesiadka w Warszawie). Pozegnanie nie bylo latwe.. lecialy lzy, byl wielki smutek:(:( Miejmy tylko nadzieje, ze Borowka wroci do Polski, ze zlosliwa choroba minie i wszystko sie ulozy. Tego jej zyczymy!!!

Brak komentarzy: