piątek, 16 maja 2008

Najglebszy wawoz na swiecie - Wawoz Skaczacego Tygrysa -


































6-7.05.2008
Wedrowke po kanionie rozpoczelam od przyjazdu do wioski Qiatou (70km od Shangri La). Dojechalam tam lokalnym autobusem (cena 23Y), przy czym nieco sie nameczylam, gdyz towarzyszyla mi z tylu piatka robotnikow, ktorzy palili takie ilosci papierosow, ze chyba nadrobilam bycie biernym palaczem za wszystkie czasy:):) No coz.. ale to wlasnie urok podrozowania z lokalnymi:) Nie powiem, ze patrzyli na mnie jak na kosmitke i co chwila czestowali mnie badz papierosami badz kurzymi jajkami:) hihi.
Sama droga prowadzila serpentynami raz w dol, raz w gore. Pieknie. Po dojezdzie do Qiatou kupilam bilet wstepu do Parku Narodowego, gdzie znajduje sie Tiger Leaping Gorge (50Y) i zaczelam sie wspinac pod gore. Juz na samym poczatku spotkalam grupe z Korei, ktora zaproponowala mi towarzystwo. Niestety szlam nieco szybciej i potem ich zgubilam. Odnalezlismy sie jednak w schronisku, gdzie razem z trzema sympatycznymi kolegami z Korei dzielilam pokoj:)
Poczatkowo trasa po Tiger Leaping Gorge wiodla zboczem gor wznoszacych sie na wysokosc ponad 5000m. Po drugiej stronie rzeki, tuz na wyciagniecie reki wznosili sie jeszcze wyzsze zasniezone szczyty. Najwyzszy siegal nieba i liczyl 5596m - Yulong Xueshan. Tego widoku nie da sie opisac. Takie himalajskie klimaty tuz nad rzeka Jangcy. Zaopieralo dech w piersiach na kazdym kroku. Prosze nie pytajcie mnie ile zdjec zrobilam:):) Ale na pewno warto bylo:) W koncu Tiger LEaping Gorge jest najglebszym wawozem na swiecie, ktorego dno znajduje sie na wysokosci 2500m npm, a sciany siegaja ponad 3000m wyzej. Najwezsze miejsce ma szerokosc 20 m i poraza swoim urokiem. Sam wawoz znajduje sie miedzy dwoma pasmami gor: Haba Snow Mountains i Yulong Snow Mountains.
Po poltorej godzinie spacerku pod gore dotarlam do Naxi Gusethouse. To polowa drogi, gdzie najczesniej zatrzymuja sie turysci. Ja jednak zamiast odpoczywac na krzeselkach przed hotelem, znalazlam troszke cienia pod drzewem z cudownym widokiem na szczyty. Tu tez spotkalam pierwsza towarzyszke dnia - Marte. Co ciekawe Marta urodzila sie w Londynie, ale jej rodzice to Polacy, wiec mialam okazje przypomniec sobie nasz kochany jezyk:):) Jak sie okazalo dotychczasowa droga to tylko przedsmak tego co przezylam potem. To prawda, ze wysilek byl znacznie wiekszy, bo podejscie stalo sie naprawde strome, ale widoki zmienialy sie wraz z wysokoscia i chyba nikt nie zalowal nawet kropli potu, ze osiagnal ta wysokosc. W nawyzszym punkcie, jaki tego dnia osiagneliasmy, a wiec 2670m, udalo sie zrobic cudowne zdjecia z widokiem na kanion i olbrzymie wznoszace sie na wysokosc 5500m sciany kanionu. Takie polaczenie, prawie pionowe skalne zbocze i rwaca rzeka w dole! To wlasnie obraz Tiger Leaping Gorge!. Nie spieszylam sie z przechadzka, bo do schroniska mialam tylko godzine podejscia, wiec delektowalam sie widokami na kazdym kroku. Krotki odpoczynek w przesympatycznym schronisku Tea - Horse GH i dalej w droge. Kolejny odpoczynek w towarzystwie przesympatycznej lokalnej dziewczyny, ktora zajmowala sie pilnowaniem owiec na zboczach gor. Oczywiscie naszym jezykiem byly rece i pokazywanie cialem, ale uwierzcie mi.. w ten sposob mozna przekazac wszystko co sie chce! Mysle, ze zostaje w Chinach mistrzem mowy ciala:)
Droga pomiedzy tymi dwoma schroniskami, a wiec Te-Horse GH a Half-Way GH byla najbardziej efektowna. Szlo sie bardzo waskim, wyrzezbionym w skale zboczem, po prawej stronie w dole plynela rzeka Jangcy, a w gore wznosily sie osniezone szczyty Haba Snow Mountain. Zadne zdjecie nie jest w stanie oddac uroku tego miejsca:( niestety!. Ale na pewno widoki te zostana w moim sercu i pamieci!
Do Half Way Guesthouse dotarlam o 19tej. Dostalam lozko w pokoju z trzema sympatycznymi chlopakami z Korei (cena za lozko - 20Y); nie porozmaiwalismy jednak z wspolokatorami za wiele, gdyz nie znali angielskiego, a po koreansku to ja ani mru mru:) Spotkalam jednak Marte wraz z innymi towarzyszami - Ben'em i Mark'em. Spedzilismy caly wieczor siedzac na tarasie, jedzac kolacje i opowiadajac opowiesci z podrozy. Sloneczko zachodzilo, przed nami jakies 100m widnialy strome zbocza gor, ze strzelistymi szczytami wznoszacymi sie na wys 5000m.. a my tak sobie siedzielismy i delektowalismy sie tymi chwilami! Czego wiecej chciec. Nawet fakt zmeczenia i wysilku tego dnia nas nie zniechecal:) To byl naprawde piekny dzien.
Nastepnego dnia wspolne sniadanko z ekipa na tarasie i dalej w droge. Tak sie zlozylo ze caly dzionek spedzilam wedrujac z Ben'em. Ben jest Australijczykiem, ktory wybral sie w dluga wyprawe po Azji i bylych republikach ZSRR. Wyprawe dopiero zaczyna wiec wszystko przed nim:) Do Tina Gusethouse dotarlismy w ciagu godziny. Kolejne schronisko pieknie polozone, z widokiem na szczyty. Nieco nizej, ale rownie urokliwie. Tu zaopatrzylsimy sie w wode i wyruszylismy dalej w droge, stromym zejsciem nad rzeke.
Zejscie bylo naprawde strome, ale powalajace. Schodzilo sie do najwezszego miejsca kanionu, gdzie mozna bylo podziwiac straszliwie strome zbocza gory, pionowe i rwaca, rozbijajaca sie o skaly rzeke. Czegos takiego jeszcze w zyciu nie widziaalam. Wydawalo mi sie ze wczoraj widoki byly powalajace, ale to co dzisiaj doswiadczylismy nie da sie porownac. To najglebszy kanion na swiecie ze zboczami wznoszacymi sie na wysokosc niemal 6000m od poziomu rzeki. Mysle ze kajaki badz pontony zrobilyby to furore:):)Za dojscie do rzeki i kanionu oczywiscie trzeba placic - podobno drogi zostaly wykute przez lokalne rodziny, wiec nie sprzeciwialismy sie oplata (za trzy przejscia oplata wyniosla 25Y). Oczywiscie na kazdym kroku odpoczywalismy i delektowalismy sie tym miejscem.
Niestety przyszla pora wracac. Middle Tiger Leaping Stone (a wiec miejsce gdzie zeszlismy nad rzeka i jest najwezszym punktem kanionu) oddalone jest od Qiaotou 20 km, gdzie jeszcez musielismy sie dostac. Postanowilam, ze zlapiemy stopa, a jak nie to przejdziemy na piechotke. Oczywiscie kursuja tu taksowki, ale koszt jest niebagatelny - 80Y. Mysele jednak ze jestem szczesciara, bo przejechal jeden samochod.. sprobowalam zlapac go na stopa.. i co?!?! udalo sie:) Okazalo sie, ze dwoch Chinskich kolegow wracalo wlasnie do Qiaotou i zabrali nas ze soba:) Wiec super. Powrot szczesliwie zaliczony. Chyba zaczne jezdzic tu na stopa.. tak latwo mi dzis poszlo:):)
Po dojezdzie do Qiaotou musielismy sie z Ben'em rozstac, bo on musial wrocic do Lijiang, a ja udalam sie na polnoc do Shangri La, gdzie zostawialm caly moj dobytek. Niemniej milo bylo ze Ben towarzyszyl mi przez caly dzien. Do Shangri La dotarlam prywatnym busikiem z innymi turystami (cena 25Y). Po poworcie trafilam jeszcze na dworzec, aby wypytac o autobusy na polnoc, a potem kolacyjka. Tym razem zawitalam przez przypadek na market, gdzie pozagladalam we wszystkie mozliwe garnki lokalnych kucharek i wybralam ryz z warzywami i mieskiem. Byl ostry, ale przyzwyczajam sie do takiego jedzonka:):) A cena wrzecz smieszna - 5Y:), a porcja conajmniej dla dwoch osob:) Fajnie, bo wiele lokalnych osob dosiadlo sie do mnie i czestowalo mnie swoimi potrawami, wiec najadlam sie za trzech:) Potem wrocilam do hoteliku International Traveller Club, gdzie zostawialm swoje manatki i tu zostalam na noc (20Y/lozko). Tym razem pokoj dziele z dwoma Chineczkami:)
To byly dwa piekne, gorzyste dni:) Oby takich wiecej.
Kacha, szkoda ze cie tu nie ma, bo bylabys zachwycona:)
Jutro wyjezdzam na polnoc, jeszcze blizej Tybetu..achhhh.. juz sie nie moge doczekac:)

Brak komentarzy: